środa, 20 sierpnia 2014

Dzień dobry, witam.

Dobry.
Wiem, że nie było nowego rozdziału od czerwca. Tak, wiem, ubolewam nad tym. Teraz, kkedy moi Wattpadowi fani wciąż pytają o kolejne rozdziały, ocknęłam się z wakacyjnego snu.
Hej, czy ktoś tu jeszcze czyta Podwodną? Bo jeśli nie, nie wiem, czy warto to kontynuować.
Proszę więc o odpowiedzi, o proste "Tak, czytam".
Dziękuję. Koniec przemowy.

sobota, 21 czerwca 2014

5. Szczotka.

   Roześmiany szatyn stanął przed drobną niebieskowłosą i uśmiechnął się nieśmiało.
   - Proszę!- Powiedział radośnie.- To dla ciebie!- Wyciągnął rękę z krwistoczerwonymi różami i podarował je dziewczynie.
   - Skąd je masz?- Obdarowana kwiatami zatopiła się w ich zapachu, ale po chwili jej oczy znacznie poczerniały.
   - Były u sąsiadki.- Odparł chłopak, ale widząc minę siostry, dodał:- Przepraszam.
   Niebieskowłosa cisnęła róże na ziemię i rzucając jeszcze pełne smutku i rozpaczy spojrzenie w stronę brata, odbiegła w stronę domu.

         - Przepuście mnie!- Wydarł się ktoś z tyłu gromadzącego się na balkonie tłumu. Żywa muzyka ucichła, a zastąpiły ją rozgorączkowane szepty. Spróbowałam ukryć się w kącie balkonu, ale nie wychodziło mi to najlepiej.  Nadal mogłam zostać zauważona. Plusem jednak było to, że pozostali mnie nie zauważali i że balkony dzieliło coś w rodzaju balustrady.
   Po chwili z lewej strony, na samym przedzie pojawił się Shadow. Nadal miał na sobie koszulę, co mnie zdziwiło. Spodziewałam się po nim raczej imprezowania na maksa. Ale najwyraźniej chłopak nie zdążył się jeszcze rozgrzać. Przeczesał nerwowo swoje kruczoczarne włosy i zaczął wypatrywać wspomnianego ciała przez szkła okularów.
   - Żyje?- Zapytał ktoś, prawie piszcząc ze strachu.
   - Wygląda na trupa.- Odpowiedział napakowany blondyn z wytatuowaną kotwicą na bicepsie.
   - Co mogło mu się stać?
   - Chwila!- Krzyknęła długowłosa dziewczyna, stojąca zaraz przy Tajemniczym, na co on skrzywił się i wrócił do przypatrywania się nieboszczykowi.- To Kevin!
   Poczułam silny ucisk w żołądku. Amanda go nie ukryła?Zdołałam usłyszeć wstrzymywane przez wszystkich oddechy. Tylko jeden z nich się nie zmienił.
   - Gościu się nachlał i tyle.- Wzruszył ramionami Shad, wracając do środka.
   Chmury zasłaniające księżyc odpłynęły w dalszą podróż po niebie, ukazując oblicze ofiary.
   - Nie wygląda na nachlanego. Raczej na nieżywego.- Stwierdził koleś w polo.
   - Co robimy?- Rzuciła długowłosa, prawie gryząc paznokcie ze strachu i przejęcia.
   Kapturek powrócił, najwyraźniej zaniepokojny dalszymi rozmowami.
   - O, o, ja wiem!- Krzyknął ktoś donośnym, znajomym mi głosem. Opalona ręka wystrzeliła w górę, machając zawzięcie.- Mam w sobie tyle energii, że mogłabym przebiec przez całą plażę  nago z zamkniętymi oczami, śpiewając hymn Wielkiej Brytanii i trzymając w ręku patelnie z Tefala, uderzać nimi w rytm melodii!- Zaszczebiotała dziewczyna.
   - Dlaczego więc tego nie zrobisz?- Shadow uśmiechnął się szelmowsko i objął nastolatkę ramieniem. Dotarło do mnie, kim jest szalona imprezowiczka.
   - Nie!- Wyskoczyłam z bezpiecznej kryjówki i prawie przeskoczyłam balustradę rzucając się na znak przeciwu.- Patelnie są nam potrzebne do...- Improwizowałam.-... do usmażenia kotletów na rodzinny obiad!
   Shady wypuścił rozanieloną Amy ze swoich objęć i podszedł do granicy balkonu. Tłum ucichł i wpatrywał się cicho w swojego lidera.
   - Słuchaj, dzieciaku.- Uniósł mój podbródek do góry i spojrzał mi w oczy. Zachowałam neutralny wyraz twarzy, aby trochę go zdekoncentrować.- Nie zostałaś zaproszona na imprezę i nie życzę sobie, abyś zakłócała ciszę nocną razem ze mną. Nie będę się litował nad biedną sierotką.- Rzekł twardo i odwrócił się.
   - Odszczekaj to.- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
   Chłopak skierował na mnie swój wzrok, a kąciki jego ust uniosły się lekko.
   - Hau hau.
   W odpowiedzi ugięłam nogi, cicho zawarczałam i rzuciłam się na niego, powalając go na płytki. Balustrada zagruchotała, a tłum ożywił się znacznie.
   - Biją się!- Krzyknęli wszyscy chórem i z podekscytowaniem wpatrywali się w walczących na posadzce.
   W sumie walczyłam tylko ja, okładając oprawcę pięściami na prawo i lewo. On tylko spokojnie czekał na odpowiedni moment. Po chwili obrócił głowę w lewo, wpatrując się w plażę.
   - Mi się zdaje, czy gość się poruszył?- Oznajmił spokojnym głosem.
   Rozemocjowani imprezowicze zwrócili wzrok na wspomniane miejsce, łącznie ze mną. Jednak ciało tkwiło nieustannie w jednym miejscu, nie wskazując na chociażby najmniejszy znak życia. Pod kolanami poczułam chłód płytek balkonowych. Zerknęłam na miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się Shadow. Zdołałam zobaczyć tylko unoszący się w powietrzu czarny dym zmieszany z pyłem.
   - Hm. Najwyraźniej mam zwidy.- Powiedział znudzonym głosem Tajemniczy, krzyżując ręce na piersi i wpatrując się w księżyc.- Najwyraźniej mam już na dziś dosyć Bloody Marry!*
   - Co z nim zrobimy?- spytał ktoś stłumionym głosem.
   - Jak to co?- Prychnął gospodarz.- Jeśli ktoś jest na tyle mądry, aby go sprzątnąć, proszę bardzo!- Kapturek wrócił na parkiet, a za nim cała świta, z wyjątkiem Kotwicowego Gościa i Długowłosej. Wzruszyli ramionami i po chwili mogłam zobaczyć, jak sprawdzają oddech i puls Kev'a.
   Westchnęłam ciężko i oparłam się o balustradę. Ciężkie krople deszczu zaczęły uderzać o płytki, następnie mocząc moje włosy i ubranie. Szeroko otwartymi oczami obserwowałam zabawę ludzi na imprezie Shadowa.
   Światła co chwilę zmieniały kolor, muzyka dudniła głośno, a podest na środku pokoju, zamontowany zapewnie przed samą balangą, zajmował król imprezy, a któż by inny. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, dopiero się rozkręcał. Otaczały go rzesze wiernych fanek, rzucających się na niego.
   Nastolatek kręcił się wokół roześmiany, z charakterystycznym ironicznym uśmieszkiem. Jego wzrok napotkał szybę wychodzącą na balkon, w której odbijała się moja twarz, o przemoczonych włosach i rozmytym makijażu. Chłopak ledwo zauważalnie wystawił różowiutki język na zewnątrz i uśmiechnął się bardziej, a jego oczy zdawały się zabłysnąć nutką rozbawienia. Chwilę potem widziałam, jak Shady odważnie rozpina guziki kruczoczarnej koszuli, by potem ściągnąć ją i rzucić w tłum, dla potargania biednych wielbicielek.
   Zauważyłam w tym czasie jedno: gość był trzeźwy jak niemowlę.
   A także to, że sama chciałabym uczestniczyć w takiej imprezie i nie martwić się deszczem czy swoim byciem.
  
          Ciepła woda spływała strumieniem z kranu, tworząc pianę w połączeniu z różanym olejkiem do kąpieli. Małe okienko i lustro zdążyły już zaparować. Puszysty niebieski ręcznik leżał naszykowany tuż obok wanny, a ja przykryta po brodę w wodzie zdążyłam nasiąknąć błogosławioną wodą.
   Nie mam zielonego pojęcia, o co Tajmniczemu chodzi. Nie zrobiłam mu jeszcze nic złego, raczej to on mnie prowokował. Zaczął znajomość od gapienia się przy przystanku autobusowym, potem okazało się, że wprowadził się do mojego domu i urządził parapetówkę, na którą zaprosił najwyraźniej wszystkich oprócz mnie.
   Wliczając w grono imprezowiczów osobiście Amy. Widać, że świeżo po wyssaniu krwi, bo zachowywała się jak naćpana i nachlana jednocześnie. Do tego zapomniała narzucić na ofiarę mroku, dzięki czemu ciało pozostałoby niezauważalne dla ludzi do czasu, aż delikwent obudziłby się. Na szczęście Kevin żył, był tylko nieprzytomny. Tak przynajmniej wynikało z ilości strat erytrocytów w krwi i energii.
   Zamknęłam oczy i oparłam głowę o brzeg wanny. Przed oczami stanął mi obraz młodego Natta, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Miał w ręce bukiecik czerwonych jak krew róż i kierował je w moją stronę. Zapamiętałam ich cudowny zapach i dlatego teraz, przy kąpieli w różanym olejku, wspomnienie wróciło.
   Rozczarowaniem okazało się to, że róże były kiedyś białe. Nataniel nasączył je krwią sąsiadki, którą zaatakował, bo był głodny. Kwiaty leżały w pobliżu, więc aby drogocenna dla nas substancja się nie zmarnowała, nasączył nią róże.
   I choć miałam wtedy dopiero dziesięć lat, odkryłam swoją mroczną naturę. To, że instynktowi się nie oprzę. To on mną włada, mimo że zdaje się, że jest na odwrót.
   Muzyka z pokoju Shadowa ucichła, co nie oznaczało, że jej głośność była normalna. Dziwiło mnie, że policja jeszcze nie interweniowała. Zazwyczaj ludzie wkurzali się przy małych domówkach, których nie można byłoby porównać z trwającą obok imprezą.
   Shadow. Czarnowłosy tajemniczy chłopak, który nagle wtargnął do mojego życia injuż pierwszego dnia nieźle pogmatwał parę spraw. Jego specjalnością były szelmowskie uśmieszki, złośliwość, prowokowanie, spraszanie starszych gości na parapetówki i oczywiście podrywanie niewinnych dziewczyn. Ale to nie było takie ważne, bo zastanawiało mnie jedno; jak, u licha, gość nagle usunął się spode mnie podczas walki na balkonie? Nic nie poczułam, a żeby się wyślizgnął możliwości nie było. Interesujący był ten pył i dym po jego zdziwieniu. Wiedziałam, że na świecie istniały jeszcze inne istoty, ale analizując wszystkie poznane dotychczas przeze mnie: żaden z opisów się nie zgadzał.
   Kim jesteś, Shadow? I co knujesz?
  
          Ciepłą flanelową piżamę okrył błękitny szlafrok, który zrzuciłam zaraz po wejściu do pokoju. Zauważywszy otwarte na oścież drzwi balkonowe, zamknęłam je. Pokój był wystarczająco wywietrzony, panowała w nim teraz przyjemna, chłodna temperatura. Spięłam włosy w szybkiego koka i przeszukałam szuflady w poszukiwaniu szczotki do włosów, której wiecznie nie mogłam znaleźć.
   Kiedy starania okazały się żmudne, położyłam się na łóżku, wyczerpana całym dniem.
   "Dobrzy ludzie sypiają znacznie lepiej niż źli. Oczywiście źli ludzie znacznie bardziej cieszą się z przebudzenia".
   - Ten wyżej dobrze gada, polać mu!- Rozległ się wesoły głos obok, a tuż po nim nastąpił psychopatyczny chichot.- Dzień dobry!- Twarz Shadowa ukazała się zaraz nade mną, z uśmiechem na połowę twarzy. Chwila, okulary mu nie spadły?
   Chwyciłam go szybko za ramiona i przeturlałam się z nim tak, że teraz to on znajdował się na dole, a ja górowałam. Siadłam na nim okrakiem i unieruchomiłam ręce.
   - Ktoś mnie chyba bardzo lubi!- Uśmiechnął się szelmowsko.
    
*Bloody Marry- rodzaj drinku

piątek, 20 czerwca 2014

LBA.

Witajcie!
Zostałam nominowana do LBA (Liebster Blog Award) przez Nieoficjalną *dzięki :D*
Zazwyczaj nie przyjmuję nominacji, ale zrobiłam wyjątek ^^

PYTANIA OD NIEOFICJALNEJ
1. Od kiedy zajmujesz się pisaniem?
O Matko. Od dawna dość. XD Zaczęło się od słynnej szósteczki z polaka, od nauczycielki, która nigdy takowych nie daje. Maxymalnie mnie to zmotywowało i powoli przychodziły kolejne pomysły na opowiadania. Zazwyczaj pisałam koło 10 zdań, a po przeczytaniu stwierdzałam, że to bez sensu. XD
Porządnie zabrałam się dopiero przy Ocalonych, starym opowiadaniu, moim pierwszym. Ludziom się spodobało, a im większa motywacja, tym większy zapał. Jednak pomysłów do Ocalonych zabrakło i tak powstała Śmiertelna, która trwa do tej pory i nie zamierzam z nią kończyć, bo mam wrażenie, że zyskała duże poparcie wśród ludu. =^____^=
I teraz zorientowałam się, że tyle napisałam, a odpowiedzi dalej nie ma. Hm. Myślę, że tak od stycznia 2014. Bo w moje urodziny (4 stycznia, mwahahhah) blog już chyba był, tak.
2. Co nakłoniło cię do założenia bloga?
Więc, musieliśmy założyć bloga na komputerowych zajęciach dodatkowych. To założyłam jakiegoś byle jakiego, a kiedy zobaczyłam, że to fajne, brnęłam dalej. Kiedy zaczęłam pisać, pomyślałam: "A czemu by nie podzielić się tym z ludźmi?". I taa daa!
3. Masz jakąś ulubioną książkę?
Serie, tylko serie! Igrzyska Śmierci i Szeptem!  Chociaż jeśli miałabym wybierać, to wolę Szeptem ♥ Dochodziły by jeszcze serie mang, ale to już nikt by nie wiedział, o co chodzi. XD
4. Czy oprócz tego, masz inne blogi? (Jeśli tak, podaj link :3)
Aktualnie ten i Śmiertelną ( http://smiertelnamysl.blogspot.com/ ), która jednak dobiega końca :3
Oczywiście cały czas mam nowe pomysły *aktualnie jeden taki fajny!*, ale powstrzymuję się chwilowo od ich realizacji, bo mogłabym nie wyrobić.
5. Ile blogów czytasz?
Duuuużo. XD
6. Skąd bierzesz wenę?
Z wszystkiego, dosłownie! Czasem jakoś sama przyjdzie, a czasem leń mnie bierze i tyle po pisaniu!
7. Jakie masz zwierzątko/zwierzątka?
Siebie! XD  I młodszą siostrę. ^^
8. Jak masz na imię? (tak wiesz, na prawdę XD)
Terycja Bunnimea Nyrosius, w skrócie teabunny, a jeszcze lepiej; Króliczek!
A jeśli chodzi o nick do prawdziwego życia, to Patrycja, Pati, Patka, Patysia, Patak, Tyśka! =^____^=
9. Ulubiony kolor?
Lubię niebieski, czarny, biały, żółty, miętowy i zielony. :D
10. Wierzysz w magiczne stworzenia? (typu: jednorożce, czarodzieje, wampiry itp.)
W sumie to tak. ;)
11. Co myślisz o tych, który komentują twoje rozdziały? C:
Lubię ich! :3
To w sumie zależy, czy tą osobę bardziej znam, czy raczej nie. Ale ogólnie cieszy mnie, gdy ktoś pisze, że go rozśmieszyłam czymś. Ludzke stanowczk za dużo się smucą, a ja chcę wnieść w ich życie iskierkę radości. C:

Nie nominuję nikogo. Jestem leniwa, nie chce mi się i nie każdy lubi pisać to wszystko. ;)
Rozdział już coś drga, ale jakoś mi to nie idzie, więc nie wiem, kiedy będzie :)
Pozdrowionka!
Królik.

piątek, 23 maja 2014

4. Kocimiętka

          - Mamo, kup mi kotka!- Błagała dziewczynka, robiąc maślane oczka do matki.
   - Milly ma uczulenie na sierść zwierząt- oznajmiła spokojnie kobieta.
   - Mamo, kup mi trzy kotki!- Córka uśmiechnęła się promiennie.
   - Lagoona!- Zganiła ją rodzicielka.
   - Dobra, dwa koty i jednego psa...

          - Widziałaś go bez kaptura?- Zdziwiła się Amy, wybałuszając na mnie swoje bursztynowe oczy. Taka właśnie była jej reakcja po zdaniu relacji z rodzinnego spotkania.- Jak wyglądał?
   - Normalnie- mruknęłam.- Czarne, rozwichrzone włosy i tyle.
   - Spodziewałam się czegoś...- Zastanowiła się przyjaciółka, wyginając usta w charakterystyczny dla jej osoby krzywy dzióbek.
   - Myślałaś, że będzie miał pod nim różowego irokeza z wplecionymi kokardkami?- Prychnęłam.
   - Tak!- Krzyknęła z zachwytu Amanda i klasnęła w ręce.
   - Dowiedziałaś się chociaż czegoś nowego na temat naszego lokatora?- Westchnęłam.
   - Na imię ma Shadow, ma szesnaście lat i jest singlem!- Amy podskoczyła radośnie w górę i zachichotała.
   - Shadow.- Wymówiłam imię, jakby było mi już kiedyś znane.- Pasuje mu.
   - Bo ja wiem...- Zastanowiła się dziewczyna.
   Spojrzałam na nią znacząco.
   - Nie wygląda na takiego faceta, który pozostaje w kogoś cieniu.*
   - Ale jest mroczny, pojawia się znikąd i mam wrażenie, że mnie prześladuje.- Wzruszyłam ramionami, zwalniając lekko tempo. Fale szumiły uspokajająco, a słońce znikało za horyzontem. To nieodpowiednia chwila na bezsensowny pośpiech.
   - Jestem głodna.- Zmieniła temat wampirzyca i przybrała zamyślony wyraz twarzy.
   - Przed chwilą jadłaś.- Zganiłam ją.
   - Mam ochotę na kanapkę z serem i keczupem.- Oświadczyła.- Zobaczę tylko, czy keczup jest w domu.- Rzuciła jeszcze i już jej nie było. Nie zdążyłam jej nawet przypomnieć o obecności Tajemniczego.
   Cóż, to kolejna zaleta bycia wampirem- niewyobrażalna szybkość.
   - Nie ma keczupu!- Załkała mi do ucha Amy po dwóch sekundach od startu.
   - Nie możesz zjeść kanapki z serem i keczupem bez keczupu?- Zrobiłam błagalne spojrzenie, bo brak tego produktu spożywczego oznaczał dla mnie złą wiadomość.
   - Wtedy to będzie zwykła kanapka z serem!- Prychnęła nastolatka i tupnęła nóżką jak małe dziecko.
   - No, to szuraj do sklepu!
   - Ktoś musi zostać z Shadowem.- Zauważyła, uśmiechając się złowieszczo.- Poza tym, ty lepiej znasz rozkład miasta.
   Zmarszczyłam nos, niezadowolona z obrotu sprawy i ruszyłam w stronę wyjścia.
   - Dokup jeszcze ogórki kiszone!- Rzuciła za mną Amanda.
          Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie nie chodzą po ulicach późnym wieczorem. Boją się wampirów? Napaści? Ciemności?
   Ja także się bałam. Czego? Nie wiem. Może... samej siebie?
   Nie lubiłam siebie. Chciałam być kimś innym. Kimś dobrym, kto nie będzie odrzucany, kimś kto będzie dobry i kochany. Nie było tak zawsze. Jako dziecko byłam niesamowicie pogodna. Śmiałam się każdego dnia, a wschodzące słońce witałam tradycyjną piosenką. Miałam mnóstwo przyjaciół, rodzinę, która była ze mną zawsze i władzę, wyższość nad innymi, którą wtedy jeszcze nie traktowałam poważnie.
   Kochałam i byłam kochana.
   A teraz skończyłam tak. Jako potwór, który boi się samego siebie. Jako potwór, który właśnie mało co nie ominął sklepu spożywczego naprzeciwko fryzjera.
   Wciąż zła na Amy i jej dziwne zachcianki, ludzi, cały świat i siebie, powoli zawróciłam do małego budynku wciśniętego pomiędzy księgarnią a sklepem muzycznym. W spożywczym paliło się jeszcze światło, przebijające się przez zasłonięte rolety w witrynach. Szyld na drzwiach wyraźnie ogłaszał światu, że jest już zamknięte. Prychnęłam z dezaprobatą i pociągnęłam drzwi do siebie, aby wkroczyć do środka.
   Lampy oślepiły mnie chwilowo swoim blaskiem, a dźwięk obijających się o siebie puszek drażnił moje bębenki słuchowe. Nie mogłam uwierzyć w to, że komuś chciało się zostawać po godzinach, żeby poustawiać durne konserwy na półkach. Nie mogli zrobić tego rano?
   Wiedząc, że właściciela mam chwilowo z głowy, cicho zakradłam się w stronę działu z chłodnymi produktami. Minęłam wody mineralne i soki, następnie wielką zamrażarkę z lodami. Gdy dotarłam do celu, stanęłam przed trudną decyzją. Keczup pikantny czy łagodny? Zmarszczyłam nos i ostatecznie wybrałam ten pierwszy. Okrążyłam wielką zamrażarę i zlustrowałam wzrokiem następne półki. Zauważywszy człowieka, schowałam się za kolumną i powróciłam do wyjścia, skąd zamierzałam zajść napastnika od tyłu.
   Dział z konserwami prezentował się niespecjalnie. Zaledwie parę ryb w oleju, papryk, kukurydzy i groszku. Przeniosłam spojrzenie na siedzącą na posadzce postać. Był to mężczyzna, o pięknych, jasnych włosach. Do złudzenia przypominały blond, ale rzekłabym nawet, że to biel granicząca z kością słoniową. Ubrany był w koszulkę, spodnie od dresu i firmowy fartuch. Zajęty był wyjmowaniem słoików z ogórkami z pudełka na ziemi.
   Przeklęłam w myślach Amandę i jej umiłowanie do keczupu, sera i ogórków. Dlaczego nie mogła pójść do sklepu chociaż ten jeden, jedyny raz?
   Przeanalizowałam wszelkie możliwe sposoby na zdobycie celu misji niepostrzeżenie, ale nie znalazłam żadnego. Tym bardziej, że po prawej znajdowała się jeszcze sterta produktów na promocji.
   Zrobiłam parę ledwo słyszalnych kroków, byłam już blisko celu. I wtedy głupia puszka po lewej wszystko spaprała. Bo postanowiła sturlać się z najwyższej półki i spaść na ziemię, wywołując przy tym nieziemski hałas w skali tej ciszy. Przerażona odskoczyłam w prawo.
   ...prosto w stos promocyjnych pudełek z miętą.
   Człowiek obrócił się gwałtownie i rozejrzał. Kiedy jego szare oczy napotkały mnie, zrobiły się większe i zabłysły. Sama nie wiem; ze zdziwienia czy ze strachu?
   Złożyłam ręce na piersi, aby nie wyglądać jak mała dziewczynka przyłapana na kradzieży ciastek z szuflady obok zlewu.
   Właściciel nie był mężczyzną. Był chłopakiem. Nastolatkiem, który się nieśmiało uśmiechał.
   - Czuję od ciebie miętę.- Stwierdził bez cienia wątpliwości. Wymierzyłam nogą w jego kolano i uderzyłam z całej siły.
   - Nawet mnie nie znasz.- Syknęłam.
   - Nie, po prostu pachnie od ciebie kocimiętką. Była w pudełkach.- Poprawił się, masując obolałe miejsce. Jego głos był ciepły i melodyjny.
   Zlustrowałam leżące obok poniszczone kartoniki i westchnęłam ciężko, opanowując złość.
   Otwierałam już usta, aby palnąć jakąś ciętą ripostą, ale zamiast tego usłyszałam miauczenie. Obydwoje spojrzeliśmy na łaciatego kociaka, który wskoczył na moje kolana i zaczął się do mnie przymilać.
   - To twój?- Spytałam go, próbując oderwać kota od bluzki.
   - Nie.- Wzruszył ramionami. Zaczęło mnie otaczać coraz więcej zwierzaków.- Ten jest mój.- Wskazał na karmelowo pręgowanego kocurka, jeszcze małego.
   - Słoik- warknęłam, odpędzając się od ssaków.
   - Nie, na imię ma Yumi- odpowiedział, lekko oburzony.
   - Daj mi ten durny słoik z ogórkami!- Wydarłam się na niego. Zmieszany nastolatek podał ogórki, a ja zgarnęłam z podłogi keczup i wstałam.
   - Nie zadzwonisz na policję?- Rzuciłam jeszcze, udając obojętność.
   Szarooki głęboko się zastanowił.
   - Powinienem tak zrobić, ale miałem dziś chyba dobry dzień.- Uśmiechnął się.- Poza tym, te produkty miałem na zbyciu.- Wskazał na zakupy, ściskane mocno w moich dłoniach.
   Prychnęłam cicho i ruszyłam w stronę wyjścia, chcąc zachować resztki honoru. Głośne miauczenie nie ustępowało.
   - Hej!- Sklepikarz rzucił się w pogoń za mną i zablokował przejście.- Skoro już napadasz mój skromny sklepik, wypadałoby się przedstawić?- Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja dopiero teraz zauważyłam, że w konfrontacji z kocimiętką moje okulary spadły na posadzkę i nie wróciły. Ale patrząc w jego oczy, nie miałam ochoty wyssać z niego energii. Dziwne, bo to uczucie rzadko mnie opuszczało, kiedy przenikałam dusze innych.
   Co zaskoczyło mnie bardziej? Dusza chłopaka trzymana pod kluczem.
   - Akawill- szepnął nastolatek i wyciągnął ręce nie odrywając wzroku ode mnie.
   - Lagoona.- Uścisnęłam pospiesznie dłoń i odsunęłam go tak, aby nie torował drogi. Czym prędzej ewakuowałam się ze sklepu, słysząc jeszcze cichy śmiech sprzedawcy i jego słowa: "Przeterminowane ogórki".
   Zacisnęłam zęby i razem z kocim orszakiem wróciłam do domu.
          Pierwsze dźwięki makareny rozpoznałam dopiero przed domem. Koty odczepiły się przy kontenerze, rezygnując z kocimiętki i zmierzając w stronę nieświeżego tuńczyka. Lekko zmieszana wtargnęłam do domu.
   Każdy centymetr kwadratowy pokoju był zajęty przez ludzi, zazwyczaj w wieku szesnastu- siedemnastu lat. Większość z nich kojarzyłam, byli to znajomi ze szkoły, ale reszta wyraźnie odznaczała się od innych. Odmieńcy dzielili się na dwie grupy; zwyczajne dziwakus pospolitus, podpierające ściany i wiecznie przymulone, a także ubrane na czarno postacie- czyli popularne emo.
   Przetorowałam sobie drogę do kuchni, gdzie spotkałam miłego starszego pana, który zapewne chciał powrócić do lat młodości i wprosił się na imprezę. Podrygiwał on zabawnie, wymachując ręcznie szytym sweterkiem we wzorki. Zignorowałam go i włożyłam keczup do lodówki, ogórki zaś zostawiłam na blacie.
   Ciekawa byłam, czy to Amy zorganizowała imprezę. Poprawka: byłam tego prawie pewna. Dziewczyna była wesoła i optymistyczna, może właśnie dzisiaj przełamała lody, postanawiając zapoznać się z miejscową ludnością.
   Wyszłam z kuchni i spodziewając się ogromnego ścisku, pchnęłam drzwi odrobinę mocniej niż powinnam. Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy w salonie nie było nikogo. Żadnej żywej duszy ani nawet drobiny kurzu na podłodze.
   Zwariowałam i umysł płatał mi figle, wszyscy magicznie zniknęli z czyjejś winy, a może po prostu impreza się skończyła?
   Wolałam o tym nie myśleć. Muzyka nadal rozbrzmiewała w mojej głowie.
          Im bardziej zbliżałam się do pokoju, tym muzyka była głośniejsza. Zorientowałam się, że biegnie z pokoju na końcu korytarza, a co za tym idzie- z pokoju Tajemniczego.
   Zirytowana pukałam do drzwi, aż w końcu moja pięść o mało co nie rozkwasiła nosa Kapturka. Niestety, chłopak zdążył zareagować i zablokować cios.
   Wyjątkowo miał na sobie koszulę, chociaż w standardowym, czarnym kolorze. Jego oczy nadal zasłaniały okulary, ale za to włosów nie okrywał kaptur.
   Uśmiechał się drwiąco i zdaje się, że miał frajdę z mojego podenerwowania.
   - Z tego co pamiętam, nie byłaś zaproszona.
   Spróbowałam wyswobodzić pięść z jego uścisku, ale kiedy okazało się to daremne, pogodziłam się z sytuacją i postarałam się wyjść z niej godnie.
   - Z tego co pamiętam, impreza nie była planowana.
   - To coś w rodzaju parapetówki.- Wytłumaczył.- Powiedzmy, że zdążyłem się zadomowić.
   - Ten dziadziuś w kuchni też jest twój?- Powiedziałam z udawaną litością, jednocześnie głosem przepełnionym pogardą.
   - Wiesiu, tak...- Pierwszy raz wydał mi się zbity z tropu.- Powiedzmy, że po dziewiątej się zmyje.
   Prychnęłam.
   - Ale tak jak już mówiłem, ty nie jesteś zaproszona.- Chłopak wypchnął mnie na zewnątrz. Wychodząc, zobaczyłam jeszcze ukradkiem szalejącą na parkiecie Amy.
          Mój pokój był jedynym miejscem, gdzie mogłam uspokoić się po wszelakich stresujących sytuacjach.  Ciemne panele i meble komponowały się ze skromnym łóżkiem pod oknem, po lewej od drzwi. Ściany... Ściany zapełnione były wycinkami z gazet i wydrukami z internetu. Wprowadzały do pomieszczenia chaos, a jednocześnke harmonię.
   Wyłożyłam się na łóżku i wlepiłam oczy w sufit. Od razu zaatakował mnie kaligrafowany, duży cytat Woddy'ego Allena: " Dobrzy ludzie sypiają znacznie lepiej niż źli. Oczywiście źli ludzie znacznie bardziej cieszą się z przebudzenia". Uśmiechnęłam się pod nosem. Czytałam to po raz setny, w każdym moim pokoju widniał ten napis, ale nigdy mi się nie znudził. Może dlatego, że był tak bardzo prawdziwy?
   Do rzeczywistości przywołały mnie szmery z sąsiedniego pokoju, czyli pokoju Tajemniczego. Usłyszałam kroki na sąsiednim balkonie.
   Zerwałam się z łóżka i wybiegłam na balkon, uprzednio mocując się z firanką.
   Księżyc świecił dziś wyjątkowo pięknie, oświetlając plażę swym blaskiem. Scena niczym z romansu. Może poza jednym drobiazgiem...
   - Na plaży jest ciało!- Krzyknął ktoś.- Martwe ciało!

*Shadow- ang. Cień
_____________________________
Pozostaje czekać na opinie =^__________^=
Można też zaglądnąć do zakładki/podstrony "Bohaterowie"- co prawda nie jest do końca zaktualizowana, ale postaram się to nadrobić :)
♡ Króliczek.

wtorek, 13 maja 2014

3. Lemoniada

          - To ciastko jest moje!- wrzasnęła rozdzierająco dwunastoletnia dziewczynka, próbująca wyrwać smakołyk z ręki mniejszej, około trzyletniej dziecinki.
   - Nie e!- Przekomarzała się młodsza i ciągnęła ciasteczko w swoją stronę.
   - Nie łatwiej byłoby je przedzielić na pół?- spytał wysoki chłopak za nimi. Podszedł do kłócących się dzieci i obserwował ich zachowanie.
   - Wtedy żadna nie dostanie całego ciacha!- Zauważyła starsza, tracąc na chwilę przewagę.
   - Wygra najlepszy!- darła się druga.
   Nastolatek uśmiechnął się pod nosem i szybkim ruchem zdobył słodycz z uciśniętych rąk dziewcząt. Włożył je do ust i jeszcze z buzią pełną jedzenia oznajmił:
   - Nawet nie miałem na niego ochoty.

          - No, kto by pomyślał, że w naszym domu pojawi się wersja emo popularnego Czerwonego Kapturka!- Zachwyciła się Amy, podczas gdy chłopak nieudolnie próbował schować przecięty przez nóż palec. Frajer. Trzeba było uważać przy krojeniu.- To wielki zaszczyt- powiedziała już ciszej. Jej łagodne bursztynowe oczy momentalnie pociemniały i wpatrywały się w Tajemniczego. Nagle dał się we znaki palący głód, hm?
   - Chyba słyszałam dzwonek do drzwi.- Oznajmiłam szybko i wymknęłam się z pomieszczenia, aby zostawić Amandę sam na sam z nowym lokatorem. W końcu to ona pozwoliła mu zostać.
   Co prawda mówiąc o dzwonku do drzwi kłamałam, ale najwyraźniej nie do końca, bo po chwili ten właśnie dźwięk rozległ się po domu.
   Kto to mógł być? Natty miał przyjechać wieczorem.
   Niepewnie otwarłam drzwi.
   Małe, kudłate coś przylepiło się do moich stóp.
   - Luna, Luna, Luna, siooostrzyczko!- krzyknęła mała, sześcioletnia dziewczynka o długich do pasa pofalowanych blond włosach, bladej jak śnieg cerze i fiołkowych oczach.
   - Jednak...ty...byłaś pierwsza- wysapał wysoki chłopak o idealnie ułożonych kasztanowych włosach, który właśnie wkroczył do domu, opierając się o framugę ze zmęczenia.
   - Natty!- Rzuciłam się w objęcia bratu, a tymczasem Emily odskoczyła, aby uniknąć zgniecenia. Ukradkiem widziałam, jak usiadła na fotelu i przyglądała nam się z ciekawością.
   - Lagoona- szepnął z uśmiechem.- Zdaje mi się, czy urosłaś?- spytał. Nadal pachniał fiołkami, co tylko dodawało mojemu kochanemu braciszkowi uroku.
   - Nie, to ty się skurczyłeś- zachichotałam. Milly prychnęła.- A ty nadal jesteś krasnalem!- Odgryzłam się siostrzyczce, ale ją także obdarzyłam ciepłym przytulasem.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy.- Zaczął Nataniel.- Postanowiliśmy przyjść trochę wcześniej.
   Spojrzałam na niego wyczekująco, siadając obok Em.
   - Mamy nie ma z nami- westchnął smutno.- Przykro mi.
   - Przyzwyczaiłam się- mruknęłam, po czym dodałam radośnie, klaszcząc w dłonie:- Może się czegoś napijecie?
   Rodzeństwo popatrzyło na siebie i zgodnie wykrzyknęło:
   - Lemoniada!
   Uśmiechnęłam się i wstałam, aby ruszyć do kuchni.
   Uchyliłam lekko drzwi, aby zobaczyć, czy Czarny Kapturek nadal tam jest. Kiedy ujrzałam pustkę, wkroczyłam pewnie do pomieszczenia i otworzyłam lodówkę, wydobywając z niej schłodzoną lemoniadę.
   - Nie zamykaj- szepnął ktoś po mojej lewej, a ja podskoczyłam, upuszczając dzbanuszek z napojem na podłogę. Szkło rozprzestrzeniło się i zajmowało teraz każdy zakamarek w kuchni.
   - Nie ruszaj się- syknęłam ostrzegawczo i zamknęłam drzwiczki, jednocześnie odkrywając tożsamość napastnika. Tajemniczy, a któż by inny.
   - Miałaś nie zamykać- westchnął. Jego głos był lekko ochrypnięty i chłodny. Nie kryła się w nim ani odrobina emocji.
   Warknęłam cicho w odpowiedzi i zaczęłam zbierać większe odłamki szkła. Pech chciał, że moje stopy były kompletnie bose.
   A Kapturek usiadł na krześle nieopodal i przypatrywał się mojej pracy. Dżentelmen.
   Resztę odłamków zmiotłam z podłogi i całość wyrzuciłam do kosza w rogu. Ze schowka ukrytego we wnęce kuchni wyjęłam szmatkę i przetarłam nią podłogę, aby nie lepiła się od słodkiego napoju.
   - Zostawiłaś plamkę, o tam!- stwierdził czarnowłosy. Posłałam mu pełne nienawiści spojrzenie i opłukałam ścierkę pod bieżącą wodą, po czym przemyłam całość jeszcze raz. Na koniec wyrzuciłam szmatkę do kosza. Nie będzie mi już potrzebna.
   Po raz drugi otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jeszcze jeden dzbanek lemoniady, który miał zostać na jutro. Z premedytacją trzasnęłam drzwiczkami przed nosem Kapturka i porywając na koniec trzy szklaneczki z szafki obok, wycofałam się do salonu. 
   Z ulgą położyłam przedmioty na ławie i rozlałam płyn w miarę równomiernie, po czym podałam szklanki gościom.
   - Jak idzie ci panowanie?- Zagadałam.
   - Hmmm, dobrze.- Stwierdził Nat.- Aktualnie w Exitium panuje pokój, miejmy nadzieję, że na dość długo- wypił łyk lemoniady.
   - Ludzie nie buntowali się od przeszło pięciu lat- zauważyłam.- Obawiam się, że jednak dobra passa niedługo się skończy.
   - Panować zacznę dopiero za tydzień, więc na razie nie mi dane jest się tym martwić.
   - Będziesz dobrym władcą.- Uśmiechnęłam się. Woda w mojej szklance zaczęła się unosić, kropla po kropli.- Emily!- Skarciłam siostrę.- Co mówiłam o używaniu mocy?
   - Tak, wiem- mruknęła, znudzona.
   - Jeśli chcesz poćwiczyć, wykorzystaj lemoniadę Natta.
   Dziewczynka posłała mi pełen wdzięczności uśmiech i zaczęła eksperymentować z cieczą braciszka.
   - Od ilu dni tu jesteś?- Rzucił Nataniel, kontrolując wybryki Milly.
   - Niecały tydzień, ale jesteśmy już zaklimatyzowane. Przynajmniej Amy.
   - Jak w szkole?
   - A jak myślisz?- Uniosłam jedną z brwi do góry.
   - No tak. Masakra- westchnął, a sok w jego szklaneczce uspokoił się. Em powoli sączyła napój, cicho siorbając przy tym.
   - Jak myślisz, matka każe mi wrócić do Exitium?- szepnęłam.
   Nat oparł się o oparcie sofy i wpatrując się w sufit, odpowiedział:
   - Cóż, na koronację na pewno. A potem... Ona cię kocha, nie zrobi ci tego.
   - Być może zechce mnie zatrzymać na królewkim dworze- prychnęłam.
   - Nie dopuszczę do tego.- Zapewnił mnie spokojnie brat.
   Zapadła cisza, a ja obserwowałam położoną na ławie pustą szklankę. Jej cień dziwnie zamigotał. Zamrugałam gwałtownie oczami, a spostrzegwszy, że wszystko w porządku, przeniosłam wzrok na rodzeństwo.
   - Gdzie nocujecie?- Przeszłam do najgorszego punktu rozmowy.
   - Myślałem, że moglibyśmy u ciebie- odrzekł Natty i przyglądnął mi się tajemniczo.- Chyba, że masz coś przeciwko?
   Spuściłam wzrok.
   - Tak jakby nie możecie tu spać- wymamrotałam.
   - Dlaczego?- Zdziwiła się Milly.- Czyżbyś miała gościa?
   - Nic nie mówiłaś o tym, że masz chłopaka.- Nataniel lekko zaczerwienił się, jak zawsze, gdy się martwił, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie.
   - Bo nie mam!- Uspokoiłam ich.- Po prostu...
   -...pańska siostra była na tyle miła, aby wynająć pokój dla skromnego wędrowca z odległych stron.- Ten sam chłodny głos rozległ się po salonie, a mój wzrok instynktownie skierował się na drzwi. Uśmiechnięty Tajemniczy stał oparty o framugę, jednak wyjątkowo, kaptur ukazywał rozwiane kruczoczarne włosy.
   - Dzień dobry?- Natt wydawał się być zdezorientowany. Patrzył na Kapturka z niepewnością i lekką pogardą.
   - Dobry.- Skinął głową przybysz.
   Poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec, a oczy iskrzą się od złości. Spadaj, palancie. Swoje pięć minut już miałeś.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.- Zrobił krok do przodu.- Ale panna Amy opuściła mnie, przez co nie znam rozkładu wszystkich pokoi.
   - Po co ci to...- Zaczęłam.
   - Ja pana oprowadzę!- Zgłosiła się chętnie Emily, po czym zeskoczyła z fotela i podbiegła do Tajemniczego. Niepewnie chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
   - Kto to był?- wyszeptał Nataniel.
   - Nasz współlokator- prychnęłam.
   - Wyczuwam od niego negatywną energię- palnął bez namysłu.
   - Mówisz jak jakiś szaman- zachichotałam, a chłopak uśmiechnął się promiennie.
   - Ostatnio miejscowa znachorka odwiedzała dwór królewski i mamrotała pod nosem swoje zaklęcia. Możliwe, że czegoś się nauczyłem.
   - Pozostań jednak moim bratem.- Posłałam mu słaby uśmiech.
   - Czy powinienem się bać pana Emo?- spytał niepewnie.
   Stłumiłam śmiech. Pod prawdziwym imieniem przybysza gromadziło się już mnóstwo ksywek.
   - Tak. Jak najbardziej- odrzekłam, kiedy usłyszałam za nami szybkie kroki.
   - I tak właśnie zwiedziliśmy dom w...- Emily spojrzała na zegarek.-... niecałą minutę!- Posłała zdyszanemu Kapturkowi słodki uśmieszek i wskoczyła na kolana Natty'ego.
   - Dzięki- wydyszał Tajemniczy i wyszedł. Bez pożegnania.
   - Jeśli więc nie masz chłopaka, dlaczego jesteś ubrana... odświętnie?- spytał Nataniel, mrużąc lekko oczy.
   - Dla was?- Improwizowałam, ale widząc niepewną minę brata, wyznałam prawdę.- Idę dziś z takim jednym na plażę- westchnęłam.
   - Oczywiście stosujesz się do porad Raven?- Moja matka ułożyła dla każdego z nas osobny kodeks przy wysokim w energię posiłku.
   Skinęłam lekko głową.
   - A wy nie jesteście słabi?- Pytanie wyszło na dość wymijające, ale rodzeństwo zrozumiało aluzję.
   - Nie- odpowiedzieli chórem.- Pożywialiśmy się przed wyjazdem.
   Wzdrygnęłam się lekko. "Pożywialiśmy". Brzmi, jakbyśmy kogoś zjadali.
   - Cóż, korzystam z zalet nowej szkoły.
   - Wszystko w porządku z twoim głosem?- Zmartwił się Natt.- Ostatnio chyba śpiewałaś w altach.
   - Jest nawet lepiej niż być powinno- szepnęłam smutno.
   Natty zepchnął delikatnie Milly z kolan i wstał, odkładając pustą szklankę na stolik.
   - Będziemy się już zbierać. Musimy znaleźć nocleg.- Uśmiechnął się znacząco.
   - Naprawdę przepraszam, ale...- Podążyłam za nimi do drzwi.
   - Uważaj na niego- powiedział całkiem poważnie chłopak, przewiercając mnie na wylot swoimi fiołkowymi oczami. Otworzył drzwi i wyszedł, czekając na Emily, która stała w drzwiach. Ułożyła swoją malutką dłoń na kształt telefonu i przyłożyła do ucha.
   - Zdobądź mi jego numer!- szepnęła, puszczając mi oczko i wybiegła za braciszkiem.
   Zamknęłam powoli drzwi i oparłam się o nie, wzdychając.
   Ale cóż, rodziny się nie wybiera.

          - Starsza siostra, hm?- Uniosłam brew do góry i spojrzałam ukradkiem na Kevina, wpatrującego się intensywnie w biały piasek.
   Fale cicho szumiły i zalewały brzeg swoimi wodami, a słońce znikało za horyzontem, dodawając chwili magicznej atmosfery. Porozrzucane po plaży muszle wbijały się lekko w stopy, co dla turystów było wielkim utrapieniem. Ale dla kogoś takiego jak ja stało się to wręcz rutyną.
   - Natalie, tak- mruknął i speszony przeniósł na mnie wzrok tylko po to, aby go po chwili skierować na zbocza nieopodal.
   - Ile ma lat?- Drążyłam temat. Ciepły piasek delikatnie muskał moje stopy, a ja uśmiechałam się lekko. Tego było mi trzeba.
   - Dwadzieścia dwa.- Chłopak poprawił swój biały podkoszulek i włożył ręce do kieszeni czarnych spodenek.
   - Ah, no tak...- Odrzekłam i rzuciłam okiem na horyzont.  
   - Przyjechałaś tu z Polski?- spytał Kev.
   - Z Francji, ale w Polsce się urodziłam.
   - Podoba ci się tu?- Pierwszy raz patrzył na mnie dłużej niż dwie sekundy.
   - Nie jest źle- stwierdziłam i przystanęłam na chwilę.- Może usiądziemy?
   Nastolatek rozłożył koc, który przyniósł ze sobą i delikatnie ujął moją rękę, pomagając mi usiąść. Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie i przyjęłam propozycję pomocy.
   - Dlaczego wybrałaś akurat mnie?- szepnął, mierzwiąc swoje blond włosy.
   Obwinęłam kosmyk włosów wokół palca i zastanowiłam się przez chwilę.
   Bo stałeś najbliżej?
   - Emanowała od ciebie pozytywna energia.- Przypomniałam sobie wypowiedź Natta z południa.
   Kevin się uśmiechnął.
   - Intrygujesz mnie od poniedziałku.- Oznajmił.- Wiesz, myślałem, że to będzie kolejny nudny rok szkolny. Czas, kiedy nauczyciele zatruwają ci życie, a dziewczyny przechodzą obok obojętnie, serwując sobie najlepsze ploteczki. Z tłumu tysiąca uczniów wyróżniała się jedna osoba. Niebieska czupryna.- Jego oczy zamigotały wesoło.- I to na muzyce... Zaskoczyłaś mnie, Lagoono.
   Przetworzyłam w głowie informacje i ułożyłam stosowną odpowiedź.
   - Od zawsze byłam nieobliczalna. Mało kto potrafi mnie zaskoczyć.
   - A czy to cię zaskoczy?- Zdjął z nosa moje okulary i ujął twarz w dłonie, zbliżając się w szybkim tempie do ust.
   Podniosłam lekko wzrok, który napotkał błękitne oczy chłopaka. Uśmiechnęłam się szelmowsko i przeniknęłam przez duszę nastolatka, wnikając we wszystkie jej zakamarki i zabierając z niej to, co najbardziej potrzebne- energię.
   Przyjemne mrowienie rozeszło się po moim ciele, a źrenice oczy rozszerzyły się, jak u narkomana. Kevin zachwiał się i zemdlał, padając na piasek.
   Odrzuciłam włosy do tyłu i nałożyłam okulary z powrotem. Za plecami usłyszałam klaskanie.
   - No, no, no, widzę, że nie wyszłaś z wprawy- powiedziała z podziwem Amy, wyłaniająca się zza zboczy. Ubrana w luźną podkoszulkę i rybaczki, uklękła przy swojej kolacji.
   - Na pewno nie skorzystasz?- spytała, przesuwając paznokciami po szyi chłopaka.
   - Ja już swoje dostałam- rzuciłam.- Nie zapomnij tylko o narzuceniu mroku, hm?
   Amanda westchnęła.
   - Wiem, wiem. A teraz będziesz się gapić, jak jem, czy może popluskasz się trochę w ukochanej morskiej wodzie?
   Wzruszyłam ramionami i odeszłam w stronę fal, mocząc w nich jedynie stopy.
   Czasem tęskniłam za dawnym życiem, ale jednocześnie wiedziałam, że nie było ono najlepsze. Ciągłe wyprawy, nowi ludzie i przebywanie na dworze królewskim. Jako dziecko uznawałam to jeszcze za pasjonująca, ale teraz wolałam sama zdobywać energię, a nie dostawać jej od nadopiekuńczej mamusi, która pilnowała cię na każdym kroku. Co prawda jej zachowanie było słuszne, bo jako ośmiolatka nie byłam odpowiednio ostrożna, ale teraz działałam na własną rękę.
   Momentami nienawidziłam siebie. Cząstki mnie, która gdzieś w środku jest potworem i czeka na odpowiedni moment, aby przejąć nade mną władzę. Zazwyczaj bestię udało się opanować, ale kiedy starania szły na marne... Cierpieli nie tylko ludzie, ale także ja. Wbrew pozorom, miałam jeszcze wtedy sumienie i nosiłam w sobie poczucie winy. Ale nauczyłam się, że dobro jest dla frajerów. Bo ja i tak zawsze będę postrzegana jako "ta zła", przedstawiona w złym świetle i mroku. Prędzej czy później, każdy zapomni, a wtedy zderzy się z reczywistością, która jednak jest jeszcze gorsza niż szkody wyrządzane przez nas.
   - Wkraczasz do akcji, panie hipnotyzerze?- Zawołała Amy. Powolnym ruchem podeszłam do siedzącej na piasku dziewczyny, która na mój widok wstała. Oblizała się jeszcze efektownie i uśmiechnęła.
   - Brzuszek pełny?- zapytałam ironicznie, tak jak mama pytała mnie kilka lat temu.
   Przyjaciółka potaknęła i wskazała krwawiącą ranę na szyi Kevina.
   - Zajmij się tym, hm?
   Westchnęłam i uklękłam przy chłopaku. Delikatnie dotknęłam ugryzienia. Krew pozostała na moim palcu, którym spokojnie zakreślałam kręgi wokół znaku. Ten powoli zaczął zanikać, aż wreszcie nie zostało po nim ani śladu. Następne okręgi powstawały na czole, gdzie zatoczyły pięć pełnych okrążeń.
   - Nadal sądzę, że powinnaś się tego nauczyć.- Stwierdziłam, niezdarnie podnosząc się z piasku i ruszając wolnym krokiem w stronę niebieskiego domku nieopodal.
   - To nie dla mnie- odrzekła Amy.- Zresztą, po co mi to, skoro mam ciebie?
   - Jeśli Tajemniczy przytaszczyłby piłę łańcuchową do domu i odciął twoje kły, zmieniłabyś się w człowieka, a wtedy zabójstwo byłoby kwestią czasu. A jeśli byś go przed spiłowaniem ugryzła, musiałabyś zatrzeć ślady, aby gość nie dowiedział się prawdy o tobie.- Wzruszyłam ramionami.- Wszystko jest możliwe.
   Amanda uśmiechnęła się zawadiacko.
   - Co do Czarnego Kapturka mam inne plany...
______________
I mamy już trzeci rozdzialik. Serdecznie dziękuję za wszelkie komentarze pod ostatnim i krytykę, którą jednak przyjmuję z uszanowankiem- w końcu jako pisarz amator muszę się z tym liczyć :)
Wracając: mam nadzieję, że się podoba i że przy czytaniu nie zmordowaliście się tak jak ja w walce z Wuśką *Wusiu, szczerość na blogspocie ci nie służy ^^*
Ahoj, kamraci! ♥
Króliczek.

poniedziałek, 5 maja 2014

2. Kartony

          - Sądzisz więc, że dentyści są straszni?- spytała niepewnie dziewczynka, zerkając na siedzącą na murku obok przyjaciółkę.
   - Jeszcze tego nie rozumiesz, ale tak.- Druga z nich, o czekoladowych lokach zaczęła wesoło wymachiwać nogami.
   - Nigdy nie byłam u dentysty...- westchnęła rozmówczyni.
   Czekoladowo-włosa położyła rękę na ramieniu koleżanki.
   - Tobie nic przy nich nie grozi.- Uśmiechnęła się.

        Podłoga zaskrzypiała cicho pod moim ciężarem. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu przyjaciółki, która powinna być teraz w domu i oglądać powtórkę "Pamiętników wampirów".
   Nasz malutki, skromnie urządzony domek nad morzem idealnie odzwierciedlał nasze osobowości. Zagmatwany, ciepły i niepozorny z zewnątrz.
   Salonem mogłam nazwać przestronne pomieszczenie o kojących, miętowych ścianach i ciemnych panelach. W rogu znajdował się liliowy narożnik, a tuż przed nim wykonany z jasnego drewna stolik o przeszklonym blacie. Pięćdziesięciocalowy telewizor naprzeciwko otoczony kinem domowym pozwalał na oglądanie filmów w doskonałej jakości i nagrywanie ulubionego serialu Amy. Tuż przy wejściu znajdował się czarny wazon z wielobarwnymi różami, które rozsiewały swój cudowny zapach po całym domu. Gdzieniegdzie mogłam jeszcze zauważyć półki z podniszczonymi już książkami i zdjęcia.
   Panowała tu niespotykana cisza. Wypełniała wszystkie kąty, napawając mnie lekkim strachem.
   Ruszyłam kolejny krok do przodu. Cicho, aby nie zbudzić drzemiących we mnie lęków.
   Gwałtowny powiew wiatru nastąpił od strony wejścia, a na mojej szyi poczułam miarowy oddech. Jednego byłam pewna- moja przyjaciółka była martwa.
   - Amy- wyszeptałam z krzywym uśmiechem.
   Postać odlepiła się ode mnie i skoczyła na kanapę, porywając ze stołu pilot do telewizora. Ekran zamigotał, po czym ukazał zgromadzenie ludzi, krzyczących coś do siebie.
   - Szybciej się nie dało, hm?- zaczęła.- Musiałam wyłączyć Stefana-Czyli jednego z rzekomo wampirystycznych kochasiów.-... na dziesięć minut. Wiesz, w tym czasie Damon-...braciszek Stefcia.-...mógł zabić już dużo ludzi- westchnęła teatralnie, kładąc nogi na ławie i odtwarzając kolejny odcinek z pamięci urządzenia.
   Klapnęłam na najbliższy fotel, zdjęłam okulary i ułożyłam je na włosach, po czym wywróciłam oczami.
   - Co to za oczopląsy odstawiasz?- Zachichotała.- To robi się tak!- Przedstawiła swoimi bursztynowymi oczętami pięknego zeza, a ja uśmiechnęłam się promiennie. Amanda odrzuciła do tyłu swoje czekoladowe loki i wróciła do wlepiania gał ocznych w plazmę.- A jak tam w tej placówce zwanej szkołą?- Zagadnęła.
   - Do bani.
   Słyszałam, jak dziewczyna tłumi śmiech.
   - Oh, to wiem doskonale. Ale chodzi mi o to, czy poznałaś już k o g o ś.
   - Natrętnego nauczyciela historii, który potępia istoty typu wampiry, syreny, święty Mikołaj- mruknęłam.
   - Nie!- Zapiszczała przerażona.- Nie wierzy w Mikołaja?
   Pokiwałam głową ze smutkiem i zdjęłam plecak, rzucając go na podłogę.
   - Potwór!- oburzyła się Amy.
   - Naprawdę nie mogłabyś chodzić do tej nędznej szkoły ze mną?- zaczęłam.
   Przyjaciółka wyłączyła telewizor. Oho, zapowiada się na dłuższą rozmowę. Albo serialowy wampir znowu kogoś zabił.
   - Nie chcę znowu przebywać w towarzystwie pijawek- prychnęła i usiadła na kolanach na sofie, sięgając po szklankę z sokiem.
   Nie chciałam jej tego mówić, ale...
   - Sama w pewnym sensie jesteś pijawką...- mruknęłam.
   Ta spojrzała na mnie krzywo.
   - Ja wysysam krew, one: życie.- Wyszczerzyła się.- I to nie jest równoznaczne.- Czemu nie zmyjesz tego syfu z buźki?- zapytała, wskazując na robiony przez pół godziny makijaż, zakrywający moje znaki. Wskazywały na to, kim jestem. A nie chciałam, żeby inni to wiedzieli.
   - Wiesz...- zaczęłam, ale ona mi przerwała.
   - Wyskakujesz gdzieś potem?- spytała z kpiącym uśmieszkiem. Zapewne ucieszy ją to, co powiem.
   - Wybieram się z takim jednym gościem na plażę.- Dziewczyna dała znak ręką, abym kontynuowała.- Ma na imię Kevin.
   Oblizała się słodko.
   - Wysoki?- Uniosła jedną z brwi do góry.
   - Wysoki- potwierdziłam.
   - Podzielisz się z koleżanką, czyż nie?- Zrobiła minę niewinnego psiaka.
   - Ja tym razem krwinek czerwonych sobie odmówię- zachichotałam.- Więc tak.
   - Bycie wampirem to odlot- zaśmiała się Amanda.
   - Chyba, że ktoś spiłuje twoje piękne kły- drażniłam się z nią, na co nastolatka pokazała mi swoje wspomniane wcześniej zęby z uśmiechem.
   - Do dentysty raczej się nie wybieram- prychnęła i pociągnęła ze szklanki łyk soku.- A do przedawkowania krwi też mi się nie spieszy.
   - To co, idziesz ze mną jako obstawa, czy jako ninja?- spojrzałam na nią i po raz kolejny zachwyciłam się jej niesamowicie opaloną cerą.
   - Myślę, że pożywię się resztkami.
   - To rusz ten tyłek i pomóż mi się przyszykować!- Rzuciłam w przyjaciółkę poduszką, którą ona chwyciła. Zaśmiała się złowieszczo, odkładając pustą szklaneczkę z powrotem.
   - Na razie ci odpuszczę, ale poczekaj, co będzie jutro...
   Leniwie podniosła się z kanapy, a ja za nią. Ruszyłyśmy długim i jasnym korytarzem na kręcone schody z misternie rzeźbioną balustradą, wykonane z jasnego drewna. Powoli zaczęłyśmy się wspinać na ich szczyt, z każdym krokiem odkrywając coraz więcej niesamowitego miejsca.
   - Mam nadzieję, że ta randka będzie warta zachodu. Bo nie chcę przebrać się na marne- mruknęła Amy i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi pokoju po lewej.

         Amy cmoknęła z podziwem i poprawiła jeszcze ostatnią fałdkę na białej tunice, którą miałam na sobie.
   - Idealnie- szepnęła.- Nawet poprawki nie były potrzebne.
   Obróciłam się i zobaczyłam w odbiciu lustra dziewczynę o średnim wzroście i granatowych włosach z błękitnymi końcówkami, które swobodnie opadały na ramiona niczym fale. Włożona naprędce za ucho malutka stokrotka dodawała dziecięcego uroku. Blada cera, przykryta makijażem wydawała się być teraz opalona, a oczy iskrzyły się wesoło. Bluzka, sięgająca do bioder częściowo zakrywała krótkie, dżinsowe spodenki, a czarne japonki dopełniały dzieła.
   Wyjęłam zza ucha kwiatuszka i obróciłam powoli w dłoniach, przypominając sobie rodzinne strony. Zielone lasy, do których wybierałam się z ojcem. Ciepły piasek na plaży i przyjemnie chłodną wodę w morzu. Łąki, które wiosną pokrywały się pachnącymi kwiatami.
   - Przypomnij mi, dlaczego się stamtąd wyprowadziliśmy- szepnęłam smutno, wyrywając pierwszy, śnieżnobiały płatek.
   - Szukały cię ze cztery więzienia i psychiatryk- odpowiedziała przyjaciółka.- Tylko jeden psychiatryk!- Zażartowała i szturchnęła łokciem, chcąc rozładować atmosferę.
   - Aua!- Krzyknęłam dość głośno i upuściłam trzymaną roślinkę. Amy ukłuła mnie szpilką, przygotowaną na ewentualne poprawki w ubiorze, trzymaną w dłoni w rękę.
   Dziewczyna chwyciła moje ramiona i uścisnęła, po czym zatkała usta ręką, zanim zdążyłam się na nią wydrzeć.
   - Ciii...- Uciszyła mnie i powoli puściła. Rozmasowałam bolące miejsce, z którego cudem nie wydostała się krew.
   - O co ci...- zaczęłam donośnie, ale ona położyła palec na ustach i rzuciła się na stary, czarny fotel w jej pokoju. Jej wzrok wędrował jeszcze przez chwilę po krwistoczerwonym pokoju z jasnymi meblami, które każda księżniczka chciałaby mieć. Zatrzymał się na czarnym łóżku, wyjętym z horroru.
   - Lepiej usiądź- szepnęła.
   Złożyłam ręce na piersiach i popatrzyłam na nią surowym spojrzeniem.
   - Amy...- Głos lekko mi zadrżał.
   Nastolatka westchnęła.
   - Teorytycznie mam już osiemnaście lat, przez co w Polsce byłabym pełnoletnia- zaczęła, a mój niepokój rósł.- A ty ostatnio mówiłaś, że muszę nauczyć się żyć?
   - Więc?- Konkrety, Am, konkrety!
   - Wynajęłam pokój gościnny.- Uśmiechnęła się.
   Poczułam, jak przez grubą warstwę pudru i innych świństw przedarły się rumieńce, które pojawiały się na moich policzkach w momentach złości. Dobrze, że nie trzymałam niczego w ręce.
   - Wynajęłaś, hm?- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, mrugając nerwowo.
   - Tak- odpowiedziała dumnie i podała mi okulary z pobliskiej półki.- Załóż. Nie chcę widzieć, jak się złościsz, przedzierasz mój umysł na wylot i powodując poczucie winy- odrzekła swobodnie.- Nienawidzę głosu sumienia.
   Spróbowałam się uspokoić, ale chociaż z natury byłam dość spokojną osobą, to była już przesada.
   - Amy, czy ona wie, kim jesteśmy?- szepnęłam cicho i przytrzymałam się szafki, aby nie upaść. Wszystko może się wydać. Wszystko, na co pracowałam z matką i ojcem...
   - On.- Poprawiła mnie, a nogi pode mną ugięły się.
   - Jeszcze gorzej!- jęknęłam.      
   - Nie martw się!- Dziewczyna machnęła ręką, wstała i pomogła utrzymać mi pionową postawę.- Dobrze płaci, obiecał ciszę i porządek oraz, co najważniejsze, żarcie i wszystko inne załatwi sobie sam!- Zaczęła wyliczać na palcach.
   - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie!- ostrzegłam ją ostro. Czułam się już trochę lepiej, ale nadal przerażała mnie sytuacja. Jesteśmy tu dopiero od tygodnia!
   - Nie wie- odparła wesoło.- Jeszcze!
   Ona chyba nigdy się nie smuci.
   - Czy ty w ogóle myślisz o konsekwencjach?
   - Luna, najwyżej wyssę trochę więcej krwi niż zazwyczaj, ty dodasz swoje hokus-pokus i po krzyku!- Uśmiechnęła się i zaczęła przebierać w ubraniach z misternie zdobionej szafy. Po długim zastanowieniu wyciągła lekko podniszczoną czerwoną bluzkę i leginsy.- Co złego może się stać?
   - Wszystko!- krzyknęłam.- Czy wiesz przynajmniej, jak ma na imię? Nazwisko? Poprzednie miejsce zamieszkania?- dodałam już spokojniej.
   - Gość jest strasznie tajemniczy.- Amanda przyłożyła do siebie bluzkę i obejrzała w lustrze.- Powiedział, że chce wynająć pokój, na razie tylko do stycznia. Zapłacił z góry i poszedł do pokoju, mi to na rękę!
   - Jak wyglądał?- Stres mijał, zostało tylko lekkie przerażenie i obawa przed przybyszem.
   - Nie wiem- westchnęła i odłożyła ubrania. Zaczęła przeczesywać włosy powolnymi ruchami, które zaczęły mnie uspokajać.- Było wcześnie rano...- Czyli coś koło dwunastej w mniemaniu przyjaciółki.-...a on był młody.
   Zatopiłam na chwilę twarz w dłoniach.
   - Jutro przyjeżdża Natty- szepnęłam.- Co ja mu powiem?
   Amy ożywiła się. Przestała szczotkować loki, w jej oczach pojawiło się podekscytowanie, a usta utworzyły uśmiech.
   - Nataniel przyjeżdża?- zapytała niepewnie.
   - Yhm- mruknęłam. 
   - Powiesz mu, że...- Zamyśliła się.- To sprzątaczka. Albo wykurzymy go z domu na godzinkę i już.
   - Wątpię, żeby zatrzymał się tylko na chwilę.- Natt był moim starszym bratem, którego nie widziałam od pół roku. Zazwyczaj panoszył się razem z matką i Milly, gdzieś w Hiszpanii czy Francji. Ale był również następcą ojca i musiał przyjmować nauki od mamy. Może to dlatego wiecznie go nie było. Dziwię się tylko, dlaczego się na to zgodził. Marzył o czym innym.
   - Coś wykombinuję.- Wróciła do przygotowań.
   - Jeśli gość coś zrobi, chociaż wyleje mleko w kuchni, zrobię mu coś, Amy!- jęknęłam.
   - Dobrze, dobrze- westchnęła ciężko. - Idę sprawdzić, czy już się rozpakował. Trzeba sprawiać wrażenie dobrego gospodarza.- Uśmiechnęła się.
   Wyszłyśmy z pokoju i zapukałyśmy do jedynych ciemnych drzwi, znajdujących się na końcu korytarza.
   Po ciszy, która towarzyszyła prośbom o otwarcie, zdenerwowana Amanda otworzyła drzwi z impetem i wpadła do środka.
   W pokoju leżały kilka nierozpakowanych jeszcze pudeł, ba, nawet nieotwartych. Wszystko wydawało się takie puste.
   A nowego lokatora w środku nie było.
          Błyskawiczna reakcja Amy zaskoczyła mnie. Wyskoczyła natychmiastowo z pokoju i rzuciła się na schody, w kierunku kuchni.
   - Mówiłam, że to skończy się źle!- szepnęłam i zbiegłam za Amy na dół.
   - Jak mogłam być taka głupia...- narzekała z kolei Amy.
   - Nie martw się.- Pocieszyłam ją.- Może...
   - Może jeszcze nie znalazł krwi w lodówce, tak!- prychnęła koleżanka. Jej mięśnie były napięte, jakby zaraz miała zaatakować.
   Przeszłyśmy przez salon i zbliżałyśmy się do kuchni.
   - Zabiję!- Otworzyłam drzwi do pomieszczenia.- Zabiję gnidę...- powiedziałam, zniżając głos.
   Nowy kroił coś na desce, najprawdopodobniej pomidora.         Kiedy tylko usłyszał nasze głosy, gwałtownie obrócił twarz.
   Nóż tym razem nie uderzył o deskę. Po kuchni nie rozległ się charakterystyczny stukot.
   Na głowę nadal nasunięty miał kaptur, oczy zakrywały okulary. Czerń przeważała w ubiorze. Przez pierwsze sekundy usta układały się jeszcze w tem sam zawadiacki uśmiech. Potem wykrzywiły się w bólu.
   Tajemniczy. Nowym lokatorem był gość spod przystanku.
_______
* hehehehehh, Hanka Mostowiak by nie przeczytała, bosam tytuł straszny XD *
Drugi rozdzialik ^^
Postanowiłam, że szablon zmienię na dwójeczkę większością głosów *tego niestety nie da się zmienić D:*. Jak się podoba? ;3 Rozdział dodany byłby szybciej, ale od 30 kwietnia do 3 maja byłam nieobecna w domu (pielgrzymka-od dziś uraz do ryb, rosołu i innych rzeczy xD).
Ok. Miłego czytania ♥

[EDIT: 10 maja 2014]
Błędy powinny być poprawione. Wyłapał jeszcze ktoś jakieś? XD

Organizacyjnie.

W A Ż N E 
Królik słucha głosu ludu i postanawia zmienić szablon z powodu przezroczystego tła, utrudniającego czytanie (muszę to przyznać).
Więc, proszę KAŻDEGO o opinię- w końcu to Wy jesteście ludem ;)
Szablon 1 lub Szablon 2
Piszcie w komentarzach: 1 czy 2.
Dziękuję za wszystkie opinie i uwagę o tle- ta osoba już wie :D
Rozdział jest w trakcie pisania, powinien się pojawić w tym tygodniu ♡
Ahoj.
Króliś
()_()
(._.)
(><)
  --
*te cudowne szablony pochodzą z Szablonownicy ^^

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

1. Śpiewająco

            Różowy plecaczek z czarnym kotkiem zabawnie podrygiwał przy każdym kroku siedmioletniej dziewczynki. Uśmiechała się ona od ucha do ucha, wymachując w powietrzu nowozakupionymi kredkami.
   - To już jutro!- piszczała radośnie.
   Jej matka podeszła do niej, ukucnęła i popatrzyła ciepło w oczy córki.
   - Uważaj ,Lagoono. Tam roi się od potworów- szepnęła.- Na wszystko odpowiadaj śpiewająco.
   - Będzie dobrze, mamo. Obiecuję.

          Ziewnęłam przeciągle, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. Wlepiłam szklące się od braku snu oczy w  nauczyciela, mężczyznę po czterdziestce, o blond włosach, sweterku w kratkę i spodniach w kant, wymachującego właśnie energicznie wskaźnikiem. Na tablicy widniała mapa naszego przecudownego świata, a w miejscu Europy zaznaczone na niej zaznaczone były strzałki i napisy. Wsłuchałam się w słowa mężczyzny.
   - ...Grecy wygrali! Nie możecie tego zrozumieć?!- Darł się na całą klasę. Nie musiałam spoglądać na twarze pozostałych: wiedziałam, że i tak nikt gościa nie słucha. Przyjrzałam się cyferkom na obrazku. Czterysta dziewięćdziesiąty przed naszą erą, bitwa pod Maratonem. Mężczyzna westchnął głęboko, zamknął na chwilę oczy i powrócił do nas już uspokojony.- Jutro będziemy przerabiać wierzenia starożytnych Greków- rzekł spokojnym głosem, ale czułam, że gdzieś tam w środku, koleś ma ochotę wybuchnąć i zalać flakami całą tą bandę bachorów, której jest wychowawcą. Sytuacja nie zdarzała się pierwszy raz. Przywykłam do tego szybko , tak jak wszyscy inni.
   - Wierzenia Greków? Oni w coś wierzyli?- mruknął Matt, brunet siedzący w ostatniej ławce po lewej. Zapewne właśnie w tej chwili rysował serduszka na marginesie swojego zeszytu, tak jak zawsze w ostatnich pięciu minutach nudnych lekcji.
   - Tak, Matthew, wierzyli w coś- odpowiedział pan Harrison z naciskiem na ostatnie słowo.- Wiesz, słynny Zeus, Hestia, minotaury, syreny i inne bzdury.
   Moja ręka automatycznie chwyciła leżący po lewej długopis, który niepokojąco zatrzeszczał po spotkaniu z moją dłonią. Rozluźniłam się.
   - Dlaczego sądzi pan, że to bzdury?- zapytałam spokojnie, zamykając zeszyt i opierając się łokciami o blat ławki. Zdjęłam delikatnie moje nieodłączne okulary przeciwsłoneczne i spojrzałam na niego z udawaną ciekawością.
   - Naprawdę wierzysz w coś takiego jak wampiry, wilkołaki, wróżki zębuszki i syreny? A może rodzice nie powiedzieli ci jeszcze, że święty Mikołaj nie istnieje?- Spojrzał na mnie z litością w  szarych jak jego życie oczach i uśmiechem pogardy.
   Poczułam, jak plastik wżynał się w moją skórę, a krew wydostała się na zewnątrz, krzycząc: "Łiii, wolność!". Zacisnęłam zęby i popatrzyłam odważnie na nauczyciela, przeszywając jego umysł na wskroś. Czułam, jak lekko się zawahał.
   - Rodzice nie żyją- oznajmiłam. W klasie zapanowała cisza, przerywana tylko miarowymi oddechami. Co prawda odrobinę skłamałam, ale matka była od dawna już daleko stąd, więc było to tak jakby równoznaczne ze śmiercią. Wciąż wpatrywałam się w przeciwnika, który ani myślał dać mi tą satysfakcję i odwrócić wzrok jako pierwszy. Do dzwonka na przerwę pozostało kilka sekund.
   - Powinien się pan zastanowić dwa razy nad tym tematem. Mieszka pan blisko morza, nieprawdaż?- Uśmiechnęłam się złowieszczo w chwili, kiedy wyzwolił mnie cudowny dźwięk szkolnego sygnalizatora błogosławionych przerw. Okulary znów wylądowały na moim nosie, a ja wrzuciłam do błękitnego plecaka podręcznik i resztę przyborów. Omijając szerokim łukiem nauczyciela wyszłam z klasy na korytarz, nawet nie patrząc na reakcję pokonanego.
   Co za geniusz wymyślił szkołę? Jedno, wielkie piekło.
   Powolnym ruchem powlokłam się na schody prowadzące na ostatnie piętro, którymi nikt nie chodził. Wokół biegali ludzie, to po książki na kolejną lekcję, a to do przyjaciół, aby porozmawiać o kolejnych straconych w tej placówce godzin życia. Nikt nie zaczepiał mnie, nikt nie biegnął, aby zacząć rozmowę. Odpowiadało mi to. Byłam typem samotnika. Co prawda zazwyczaj towarzyszył mi Brayzen, znajomy z dzieciństwa. Ale on był tylko znajomym. Nie wiedział o niczym.
   Dotarłam do mojej oazy, gdzie usiadłam na trzecim schodku i wyjęłam z bocznej kieszonki plecaka butelkę wody. Wypiłam duży łyk, czując, jak przyjemne zimno rozpływa się najpierw w ustach, a następnie przemierza przełyk. Od razu poczułam się lepiej i byłam w stanie trzeźwiej myśleć.
   To był dopiero mój czwarty dzień w nowej szkole, a ja już wkurzyłam wychowawcę. Miałam lepsze rekordy, ale z tego też mogłam być zadowolona, bo gościu prawił od rzeczy. Można powiedzieć, że to była wręcz samoobrona przed obelgami od jednostki zwanej Stevem Harrisonem.
   Oparłam głowę o zimną ścianę, rzucając ukradkowe spojrzenia na przechodni. Omijali mnie, unikali, ale to dlatego, że się mnie bali. Do drugiej klasy gimnazjum przybyła niebieskowłosa dziewczyna, która od razu siała zamęt i zgorszenie. Nie wiadomo skąd jest ani do jakiej szkoły uczęszczała wcześniej. Brzmiało jak historia z tych wampirystycznych książek, które stały na półce u Amy.
   Uśmiechnęłam się lekko. Amy. Moja jedyna przyjaciółka, której mogłam powiedzieć wszystko. Bez obawy, że zdradzi moje sekrety. I to nasze pierwsze spotkanie... Mogę powiedzieć, że nie była to zwykła schadzka w piaskownicy.
   Do szkoły chodziłam od lat, ale jedynie z przymusu i korzyści płynącej z niej. Matka wysłała mnie tu zaraz po Przejściu, chcąc, żebym zapoznała nowych ludzi. Tak przynajmniej mówiła, ale wiem, że chodziło o coś innego.
   Zabrzmiały mi w głowie jej spokojne słowa, przepełnione ciepłem i troską: "Na wszystko odpowiadaj śpiewająco". Mówiła to z pełną powagą, a ja zrozumiałam aluzję, mimo że miałam dopiero siedem lat i byłam o połowę niższa niż teraz. Ale równie urocza.
   Do zasady Raven, mojej rodzicielki, stosowałam się każdego dnia i także z każdym dniem coraz bardziej rozumiałam jej troskę. To nie było miejsce dla mnie. Wpajano twarde zasady, na lekcjach głoszono kłamstwa, a za kubek wody płaciło się dwa dolce. Żałowałam przeprowadzki.
   Przeanalizowałam w umyśle plan lekcji, z którego wynikało, że czeka mnie teraz muzyka. Zdecydowanie mój ulubiony przedmiot, na którym nareszcie mogłam się wykazać. Ale poprzedni nauczyciel tegoż wspaniałego fachu błędnie przydzielił mnie do altów w szkolnym chórze, przez co mój cudowny głos mógł się trochę zmienić. Śpiewanie przez rok w tejże grupie było dla mnie istną męczarnią, ale niosło to też korzyści, więc nie narzekałam.
   Z drugiej strony, nienawidziłam śpiewać. Zazwyczaj uczucie to rodziło się, kiedy dostawałam pięć solówek na koncert i ćwiczyłam po cztery godziny dziennie, bez ustanku, choć i tak wykonywałam to perfekcyjnie. Po prostu nauczyciel był przewrażliwiony.
   Miałam tylko nadzieję, że nie będę przerabiała po raz setny teorii typu "Witajcie dzieci. To jest nuta. To pięciolinia, a to: klucz wiolinowy. Teraz zagramy sobię gamę!". To wie każdy, ale niektórzy uczący po prostu sądzą, że jest to niezbędne do nauki; co z tego, że jesteśmy w drugiej gimnazjum. Rozumiem, że być może podstawa programowa tak nakazuje, ale można o tym tylko napomnieć i przejść do następnego tematu.
         Spojrzałam leniwie na zegar, wiszący na ścianie obok. Trzynasta szesnaście. Z uczuciem otępienia wypiłam jeszcze jeden łyk wody, a butelkę wrzuciłam z powrotem do torby. Ruszyłam przez wypełniony po brzegi ludźmi korytarz do rzędu szafek między salą dwadzieścia, a dwadzieścia trzy. Pierwszą z brzegu otworzyłam malutkim kluczykiem, zawieszonym przy srebrnej bransoletce na mojej lewej ręce. Uderzyłam lekko drzwiczki i klapa odskoczyła, skrzypiąc przy tym cicho. Do plecaka schowałam zeszyt i podręcznik do muzyki. Zostało mi niewiele czasu, więc po prostu udałam się do sali numer jedenaście. Usiadłam w ostatniej ławce przy oknie, aby nie znajdować się w centrum i nie przyciągać uwagi ludzi.
   Chwilę poźniej do klasy weszła niska i pulchniutka kobieta, ubrana w czerwoną suknię do kolan. Czarne włosy upięte miała w kok.
   - Witajcie- zaszczebiotała.- Nazywam się Anna Fuddy i będę uczyć was cudownego przedmiotu, którym jest...- Zrobiła pełną napięcia według niej pauzę.-... muzyka.
   Wlepiłam w nauczycielkę oczy i zastanawiałam się, czy nie przespać tej lekcji.
   - Jak dobrze wiecie, to nasza pierwsza lekcja i omówić trzeba będzie zasady BHP. Oczywiście każdy je zna i nikomu nie chce się ich wysłuchiwać po raz któryś już, więc pójdziemy na kompromis.- Usiadła niezgrabnie na biurku i wzięła do ręki zieloną teczuszkę wypełnioną papierami. Ukradkiem zobaczyłam, jak połowie zgromadzonych szczęka osuwa się w dół, pozostali uśmiechnęli się znacząco.
   - Ja przeczytam wam zasady, a potem sobie coś pośpiewamy, hm?- Zaproponowała i spojrzał na nas w oczekiwaniu na odpowiedź. Wszyscy pokiwali głowami.- W pracowni muzycznej...
   Przestałam słuchać i skupiłam się na ranie pozostałej z walki z długopisem. Że też wcześniej jej nie zobaczyłam. Krew przestała już wyciekać, a ta, która zbiegła z mojego organizmu zaschnęła na skórze, tworząc piękną plamę na połowę dłoni.
   Co najlepsze, długopis nadal trwał w piórniku i cieszył się ostatnimi minutami swojego życia. Powoli uniosłam drżącą lekko rękę do ust i zlizałam substancję. Mogło się to wydawać dziwne, tak. Ale na biologii uczono mnie, że ślina i coś tam w niej zawarte pozwala ranom szybciej się goić czy jakoś tak.
   Stukot obcasów wyrwał mnie z przemyśleń. Odruchowo spojrzałam na nauczycielkę, która właśnie dyktowała tytuł piosenki, którą należało odnaleźć w podręczniku. Ona sama podeszła do starego już pianina po lewej i ułożywszy nuty na stojaku, zaczęła grać.
   Nuty uderzyły mnie niczym wielka fala o brzeg. To było jak przebudzenie. Oczy natychmiast rozszerzyły się, usta wykrzywiły w uśmiechu, a umysł uspokoił i zatopił w melodii. Wiedziałam, co robić.
   Pierwsze dźwięki były nieśmiałe i ciche. Były kroplami w tym oceanie. Następnie nabrały mocy i ostatecznie rozbrzmiały tak jak powinny, przecinając pomieszczenie swoją perfekcją. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść.
   W tej właśnie chwili nastała cisza, a ja momentalnie zamilkłam. Ciche szepty rozlegałały się teraz zamiast słów piosenki, a bębnienie kropel deszczu zastępowało rytm melodii.
   Wszyscy patrzyli na mnie, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie siedzę, lecz stoję i to z uszami zatkanymi dłońmi.
   Usiadłam powoli, jakby nic się nie stało. Bo nie stało, tak? Nauczycielka wróciła do grania, uczniowie śpiewali radośnie, a ja starałam się znowu nie wybuchnąć.
   Nie powinnam tego robić, ale w pewnym momencie przestałam nad tym panować. Miałam zsynchronizować się z klasą i udawać obojętną. Ale nie mogłam udawać kogoś, kim nie byłam, a przynajmniej nie przy muzyce.
   Wiedziałam i czułam, że jestem teraz obserwowana zaciekawionymi spojrzeniami uczniów. Po lekcji rozpęta się piekło i będę musiała podjąć decyzję.
   Zamiast śpiewać zaczęłam nucić i wsłuchiwać się w słowa. Piosenka była przeciętna, opowiadała o jakieś beznadziejnej parze ludzi, którym los nie pozwolił się spotkać; czyli najpopularniejszy temat wybierany przez artystów. Skoro los im przekazywał, że nie powinni być ze sobą, to po co przysparzali sobie kłopotów i na siłę próbowali się zejść? Ostatecznie kończyło się to śmiercią obydwóch.
   Na koniec dostaliśmy kartki z wypisanymi zasadami, które mieliśmy podpisać i ewentualnie przejrzeć. Na swojej machnęłam niewyraźny autograf i odłożyłam na bok. Pani Fuddy przyglądała mi się z ciekawością, a ja oddałabym swój klucz do szafki, żeby dowiedzieć się, o czym teraz myśli. I czy nie wkurzyłam jej zbytnio moją solówką.
   - A jeśli ktoś chciałby zapisać się do szkolnego chóru, serdecznie zapraszam za tydzień po lekcjach.- Nauczycielka uśmiechnęła się, nadal wpatrując we mnie.- Zwłaszcza, że niektórzy mają talent. Jak się nazywasz, skarbie?- zapytała mnie, a ja nie miałam już szans na nie bycie w centrum uwagi.
   - Lagoona. Lagoona Carnivora- wyszeptałam, nerwowo nawijając kosmyk włosów na palec.
   - Ty z pewnością powinnaś się pojawić- oznajmiła ciepło. Chwilę potem zadzwonił dzwonek, a ja jak najszybciej wyszłam, próbując ucieknąć przed tym, co miało teraz nadejść.
   - Lagoona, tak?- zagadał do mnie wysoki blondyn w niebieskiej podkoszulce i dżinsach. Chyba miał na imię Kevin. Stał już w wejściu i wyglądało na to, że na mnie czekał. Patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których błyszczały iskierki rozbawienia i ciekawość.- Może odprowadzić cię do domu?- Zaproponował.
   Wyszłam na korytarz, nie chcąc blokować drzwi i rozejrzałam się w nadziei, że nikt już się do mnie nie przylepi.
   - Ja chciałem to zrobić!- Podszedł do nas Matt, a następnie reszta chłopaków z klasy. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Jedni chcieli rozwiązać problem siłowo, inni grali w kamień-papier-nożyce, jeszcze inni rozmawiali o prawdopodobieństwie wyboru któregoś z nich. Westchnęłam cicho.
   - Znam drogę do domu- oświadczyłam, a w grupie natychmiast zapadła cisza.- Więc nie potrzebuję obstawy. Jeszcze.- Uśmiechnęłam się słodko. Chłopcy rozeszli się z westchnieniami zawodu. Chwyciłam Kevina za koszulkę i przyciągnęłam do siebie.- A ty- wyszeptałam.- Ty będziesz czekał na mnie o ósmej na plaży.
   Nastolatek uśmiechnął się promiennie i wyszedł ze szkoły w podskokach wręcz. Maska dziewczyny słoneczka znikła z mojej twarzy. Obojętność powróciła.
   Spakowałam do torby potrzebne książki z szafki i leniwie ruszyłam w stronę wyjścia. Na dworze czekało jeszcze paru adoratorów i rzesze dziewczyn, chcących się ze mną zaprzyjaźnić. Przeszłam obok nich obojętnie i przy szkolnej bramie skręciłam w lewo, mijając rzędy idealnie przystrzyżonych drzew.
   Zamieszanie, które rozegrało się przed chwilą przewyższało wszystkie inne. Zazwyczaj przylepiało się do mnie kilka chłopaków, ze dwie dziewczyny i na tym koniec. A teraz cała klasa latała za mną z wywieszonymi jęzorami. Żałosne, ale zabawne. I ten Kev... Z nim chyba będzie najciekawiej.
   Rześkie powietrze wypełniało moje płuca, powodując radosne uczucie, a przyjemny, zimny wiatr znad morza łagodnie rozpoczynał swój taniec. Drzewa zabarwione na najróżniejsze kolory już zaczynały mu ulegać, a ich liście cicho szeleściły, nadając okolicy magiczny nastrój.
   Mój wzrok niespodziewanie powędrował na przystanek autobusowy po lewej. O metalową rurkę opierał się nonszalancko wysoki, zakapturzony chłopak w okularach. Przyglądał mi się z tajemniczym uśmieszkiem. Cały ubrany na czarno. Czekałam tylko, aż wejdzie na tą rurę i zacznie tańczyć, bo po jego postawie można by się było tego spodziewać. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale on przyłożył palec do ust i uciszył mnie tym gestem. A potem sobie poszedł. Przez chwilę stałam w miejscu, chcąc zobaczyć gdzie szedł i co tu robił, ale w pewnym  momencie zniknął mi z oczu. Wzruszyłam ramionami i szłam dalej. Morska woda wzywała mnie już do siebie kojącym szumem fal.
________
   Ta dam!
   Dziękuję za komentarze pod prologiem i obserwacje, a tymczasem ponownie o nie proszę :)
   I ten, tego, chcę się spytać...
   Jak ma nazywać się pan Zakapturzony? O odpowiedzi proszę w komentarzach ^^
   Osobiście wykombinowałam coś takiego jak Akawill czy Invictus, ale nie wiem, czy to dobre XD
   Ahoj ♥
   Kotletowy Królik spasiony po świętach
Ps. Wesołych świąt, mokrego dyngusa itp. ;3
*lepiej później niż wcale*