piątek, 23 maja 2014

4. Kocimiętka

          - Mamo, kup mi kotka!- Błagała dziewczynka, robiąc maślane oczka do matki.
   - Milly ma uczulenie na sierść zwierząt- oznajmiła spokojnie kobieta.
   - Mamo, kup mi trzy kotki!- Córka uśmiechnęła się promiennie.
   - Lagoona!- Zganiła ją rodzicielka.
   - Dobra, dwa koty i jednego psa...

          - Widziałaś go bez kaptura?- Zdziwiła się Amy, wybałuszając na mnie swoje bursztynowe oczy. Taka właśnie była jej reakcja po zdaniu relacji z rodzinnego spotkania.- Jak wyglądał?
   - Normalnie- mruknęłam.- Czarne, rozwichrzone włosy i tyle.
   - Spodziewałam się czegoś...- Zastanowiła się przyjaciółka, wyginając usta w charakterystyczny dla jej osoby krzywy dzióbek.
   - Myślałaś, że będzie miał pod nim różowego irokeza z wplecionymi kokardkami?- Prychnęłam.
   - Tak!- Krzyknęła z zachwytu Amanda i klasnęła w ręce.
   - Dowiedziałaś się chociaż czegoś nowego na temat naszego lokatora?- Westchnęłam.
   - Na imię ma Shadow, ma szesnaście lat i jest singlem!- Amy podskoczyła radośnie w górę i zachichotała.
   - Shadow.- Wymówiłam imię, jakby było mi już kiedyś znane.- Pasuje mu.
   - Bo ja wiem...- Zastanowiła się dziewczyna.
   Spojrzałam na nią znacząco.
   - Nie wygląda na takiego faceta, który pozostaje w kogoś cieniu.*
   - Ale jest mroczny, pojawia się znikąd i mam wrażenie, że mnie prześladuje.- Wzruszyłam ramionami, zwalniając lekko tempo. Fale szumiły uspokajająco, a słońce znikało za horyzontem. To nieodpowiednia chwila na bezsensowny pośpiech.
   - Jestem głodna.- Zmieniła temat wampirzyca i przybrała zamyślony wyraz twarzy.
   - Przed chwilą jadłaś.- Zganiłam ją.
   - Mam ochotę na kanapkę z serem i keczupem.- Oświadczyła.- Zobaczę tylko, czy keczup jest w domu.- Rzuciła jeszcze i już jej nie było. Nie zdążyłam jej nawet przypomnieć o obecności Tajemniczego.
   Cóż, to kolejna zaleta bycia wampirem- niewyobrażalna szybkość.
   - Nie ma keczupu!- Załkała mi do ucha Amy po dwóch sekundach od startu.
   - Nie możesz zjeść kanapki z serem i keczupem bez keczupu?- Zrobiłam błagalne spojrzenie, bo brak tego produktu spożywczego oznaczał dla mnie złą wiadomość.
   - Wtedy to będzie zwykła kanapka z serem!- Prychnęła nastolatka i tupnęła nóżką jak małe dziecko.
   - No, to szuraj do sklepu!
   - Ktoś musi zostać z Shadowem.- Zauważyła, uśmiechając się złowieszczo.- Poza tym, ty lepiej znasz rozkład miasta.
   Zmarszczyłam nos, niezadowolona z obrotu sprawy i ruszyłam w stronę wyjścia.
   - Dokup jeszcze ogórki kiszone!- Rzuciła za mną Amanda.
          Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie nie chodzą po ulicach późnym wieczorem. Boją się wampirów? Napaści? Ciemności?
   Ja także się bałam. Czego? Nie wiem. Może... samej siebie?
   Nie lubiłam siebie. Chciałam być kimś innym. Kimś dobrym, kto nie będzie odrzucany, kimś kto będzie dobry i kochany. Nie było tak zawsze. Jako dziecko byłam niesamowicie pogodna. Śmiałam się każdego dnia, a wschodzące słońce witałam tradycyjną piosenką. Miałam mnóstwo przyjaciół, rodzinę, która była ze mną zawsze i władzę, wyższość nad innymi, którą wtedy jeszcze nie traktowałam poważnie.
   Kochałam i byłam kochana.
   A teraz skończyłam tak. Jako potwór, który boi się samego siebie. Jako potwór, który właśnie mało co nie ominął sklepu spożywczego naprzeciwko fryzjera.
   Wciąż zła na Amy i jej dziwne zachcianki, ludzi, cały świat i siebie, powoli zawróciłam do małego budynku wciśniętego pomiędzy księgarnią a sklepem muzycznym. W spożywczym paliło się jeszcze światło, przebijające się przez zasłonięte rolety w witrynach. Szyld na drzwiach wyraźnie ogłaszał światu, że jest już zamknięte. Prychnęłam z dezaprobatą i pociągnęłam drzwi do siebie, aby wkroczyć do środka.
   Lampy oślepiły mnie chwilowo swoim blaskiem, a dźwięk obijających się o siebie puszek drażnił moje bębenki słuchowe. Nie mogłam uwierzyć w to, że komuś chciało się zostawać po godzinach, żeby poustawiać durne konserwy na półkach. Nie mogli zrobić tego rano?
   Wiedząc, że właściciela mam chwilowo z głowy, cicho zakradłam się w stronę działu z chłodnymi produktami. Minęłam wody mineralne i soki, następnie wielką zamrażarkę z lodami. Gdy dotarłam do celu, stanęłam przed trudną decyzją. Keczup pikantny czy łagodny? Zmarszczyłam nos i ostatecznie wybrałam ten pierwszy. Okrążyłam wielką zamrażarę i zlustrowałam wzrokiem następne półki. Zauważywszy człowieka, schowałam się za kolumną i powróciłam do wyjścia, skąd zamierzałam zajść napastnika od tyłu.
   Dział z konserwami prezentował się niespecjalnie. Zaledwie parę ryb w oleju, papryk, kukurydzy i groszku. Przeniosłam spojrzenie na siedzącą na posadzce postać. Był to mężczyzna, o pięknych, jasnych włosach. Do złudzenia przypominały blond, ale rzekłabym nawet, że to biel granicząca z kością słoniową. Ubrany był w koszulkę, spodnie od dresu i firmowy fartuch. Zajęty był wyjmowaniem słoików z ogórkami z pudełka na ziemi.
   Przeklęłam w myślach Amandę i jej umiłowanie do keczupu, sera i ogórków. Dlaczego nie mogła pójść do sklepu chociaż ten jeden, jedyny raz?
   Przeanalizowałam wszelkie możliwe sposoby na zdobycie celu misji niepostrzeżenie, ale nie znalazłam żadnego. Tym bardziej, że po prawej znajdowała się jeszcze sterta produktów na promocji.
   Zrobiłam parę ledwo słyszalnych kroków, byłam już blisko celu. I wtedy głupia puszka po lewej wszystko spaprała. Bo postanowiła sturlać się z najwyższej półki i spaść na ziemię, wywołując przy tym nieziemski hałas w skali tej ciszy. Przerażona odskoczyłam w prawo.
   ...prosto w stos promocyjnych pudełek z miętą.
   Człowiek obrócił się gwałtownie i rozejrzał. Kiedy jego szare oczy napotkały mnie, zrobiły się większe i zabłysły. Sama nie wiem; ze zdziwienia czy ze strachu?
   Złożyłam ręce na piersi, aby nie wyglądać jak mała dziewczynka przyłapana na kradzieży ciastek z szuflady obok zlewu.
   Właściciel nie był mężczyzną. Był chłopakiem. Nastolatkiem, który się nieśmiało uśmiechał.
   - Czuję od ciebie miętę.- Stwierdził bez cienia wątpliwości. Wymierzyłam nogą w jego kolano i uderzyłam z całej siły.
   - Nawet mnie nie znasz.- Syknęłam.
   - Nie, po prostu pachnie od ciebie kocimiętką. Była w pudełkach.- Poprawił się, masując obolałe miejsce. Jego głos był ciepły i melodyjny.
   Zlustrowałam leżące obok poniszczone kartoniki i westchnęłam ciężko, opanowując złość.
   Otwierałam już usta, aby palnąć jakąś ciętą ripostą, ale zamiast tego usłyszałam miauczenie. Obydwoje spojrzeliśmy na łaciatego kociaka, który wskoczył na moje kolana i zaczął się do mnie przymilać.
   - To twój?- Spytałam go, próbując oderwać kota od bluzki.
   - Nie.- Wzruszył ramionami. Zaczęło mnie otaczać coraz więcej zwierzaków.- Ten jest mój.- Wskazał na karmelowo pręgowanego kocurka, jeszcze małego.
   - Słoik- warknęłam, odpędzając się od ssaków.
   - Nie, na imię ma Yumi- odpowiedział, lekko oburzony.
   - Daj mi ten durny słoik z ogórkami!- Wydarłam się na niego. Zmieszany nastolatek podał ogórki, a ja zgarnęłam z podłogi keczup i wstałam.
   - Nie zadzwonisz na policję?- Rzuciłam jeszcze, udając obojętność.
   Szarooki głęboko się zastanowił.
   - Powinienem tak zrobić, ale miałem dziś chyba dobry dzień.- Uśmiechnął się.- Poza tym, te produkty miałem na zbyciu.- Wskazał na zakupy, ściskane mocno w moich dłoniach.
   Prychnęłam cicho i ruszyłam w stronę wyjścia, chcąc zachować resztki honoru. Głośne miauczenie nie ustępowało.
   - Hej!- Sklepikarz rzucił się w pogoń za mną i zablokował przejście.- Skoro już napadasz mój skromny sklepik, wypadałoby się przedstawić?- Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja dopiero teraz zauważyłam, że w konfrontacji z kocimiętką moje okulary spadły na posadzkę i nie wróciły. Ale patrząc w jego oczy, nie miałam ochoty wyssać z niego energii. Dziwne, bo to uczucie rzadko mnie opuszczało, kiedy przenikałam dusze innych.
   Co zaskoczyło mnie bardziej? Dusza chłopaka trzymana pod kluczem.
   - Akawill- szepnął nastolatek i wyciągnął ręce nie odrywając wzroku ode mnie.
   - Lagoona.- Uścisnęłam pospiesznie dłoń i odsunęłam go tak, aby nie torował drogi. Czym prędzej ewakuowałam się ze sklepu, słysząc jeszcze cichy śmiech sprzedawcy i jego słowa: "Przeterminowane ogórki".
   Zacisnęłam zęby i razem z kocim orszakiem wróciłam do domu.
          Pierwsze dźwięki makareny rozpoznałam dopiero przed domem. Koty odczepiły się przy kontenerze, rezygnując z kocimiętki i zmierzając w stronę nieświeżego tuńczyka. Lekko zmieszana wtargnęłam do domu.
   Każdy centymetr kwadratowy pokoju był zajęty przez ludzi, zazwyczaj w wieku szesnastu- siedemnastu lat. Większość z nich kojarzyłam, byli to znajomi ze szkoły, ale reszta wyraźnie odznaczała się od innych. Odmieńcy dzielili się na dwie grupy; zwyczajne dziwakus pospolitus, podpierające ściany i wiecznie przymulone, a także ubrane na czarno postacie- czyli popularne emo.
   Przetorowałam sobie drogę do kuchni, gdzie spotkałam miłego starszego pana, który zapewne chciał powrócić do lat młodości i wprosił się na imprezę. Podrygiwał on zabawnie, wymachując ręcznie szytym sweterkiem we wzorki. Zignorowałam go i włożyłam keczup do lodówki, ogórki zaś zostawiłam na blacie.
   Ciekawa byłam, czy to Amy zorganizowała imprezę. Poprawka: byłam tego prawie pewna. Dziewczyna była wesoła i optymistyczna, może właśnie dzisiaj przełamała lody, postanawiając zapoznać się z miejscową ludnością.
   Wyszłam z kuchni i spodziewając się ogromnego ścisku, pchnęłam drzwi odrobinę mocniej niż powinnam. Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy w salonie nie było nikogo. Żadnej żywej duszy ani nawet drobiny kurzu na podłodze.
   Zwariowałam i umysł płatał mi figle, wszyscy magicznie zniknęli z czyjejś winy, a może po prostu impreza się skończyła?
   Wolałam o tym nie myśleć. Muzyka nadal rozbrzmiewała w mojej głowie.
          Im bardziej zbliżałam się do pokoju, tym muzyka była głośniejsza. Zorientowałam się, że biegnie z pokoju na końcu korytarza, a co za tym idzie- z pokoju Tajemniczego.
   Zirytowana pukałam do drzwi, aż w końcu moja pięść o mało co nie rozkwasiła nosa Kapturka. Niestety, chłopak zdążył zareagować i zablokować cios.
   Wyjątkowo miał na sobie koszulę, chociaż w standardowym, czarnym kolorze. Jego oczy nadal zasłaniały okulary, ale za to włosów nie okrywał kaptur.
   Uśmiechał się drwiąco i zdaje się, że miał frajdę z mojego podenerwowania.
   - Z tego co pamiętam, nie byłaś zaproszona.
   Spróbowałam wyswobodzić pięść z jego uścisku, ale kiedy okazało się to daremne, pogodziłam się z sytuacją i postarałam się wyjść z niej godnie.
   - Z tego co pamiętam, impreza nie była planowana.
   - To coś w rodzaju parapetówki.- Wytłumaczył.- Powiedzmy, że zdążyłem się zadomowić.
   - Ten dziadziuś w kuchni też jest twój?- Powiedziałam z udawaną litością, jednocześnie głosem przepełnionym pogardą.
   - Wiesiu, tak...- Pierwszy raz wydał mi się zbity z tropu.- Powiedzmy, że po dziewiątej się zmyje.
   Prychnęłam.
   - Ale tak jak już mówiłem, ty nie jesteś zaproszona.- Chłopak wypchnął mnie na zewnątrz. Wychodząc, zobaczyłam jeszcze ukradkiem szalejącą na parkiecie Amy.
          Mój pokój był jedynym miejscem, gdzie mogłam uspokoić się po wszelakich stresujących sytuacjach.  Ciemne panele i meble komponowały się ze skromnym łóżkiem pod oknem, po lewej od drzwi. Ściany... Ściany zapełnione były wycinkami z gazet i wydrukami z internetu. Wprowadzały do pomieszczenia chaos, a jednocześnke harmonię.
   Wyłożyłam się na łóżku i wlepiłam oczy w sufit. Od razu zaatakował mnie kaligrafowany, duży cytat Woddy'ego Allena: " Dobrzy ludzie sypiają znacznie lepiej niż źli. Oczywiście źli ludzie znacznie bardziej cieszą się z przebudzenia". Uśmiechnęłam się pod nosem. Czytałam to po raz setny, w każdym moim pokoju widniał ten napis, ale nigdy mi się nie znudził. Może dlatego, że był tak bardzo prawdziwy?
   Do rzeczywistości przywołały mnie szmery z sąsiedniego pokoju, czyli pokoju Tajemniczego. Usłyszałam kroki na sąsiednim balkonie.
   Zerwałam się z łóżka i wybiegłam na balkon, uprzednio mocując się z firanką.
   Księżyc świecił dziś wyjątkowo pięknie, oświetlając plażę swym blaskiem. Scena niczym z romansu. Może poza jednym drobiazgiem...
   - Na plaży jest ciało!- Krzyknął ktoś.- Martwe ciało!

*Shadow- ang. Cień
_____________________________
Pozostaje czekać na opinie =^__________^=
Można też zaglądnąć do zakładki/podstrony "Bohaterowie"- co prawda nie jest do końca zaktualizowana, ale postaram się to nadrobić :)
♡ Króliczek.

wtorek, 13 maja 2014

3. Lemoniada

          - To ciastko jest moje!- wrzasnęła rozdzierająco dwunastoletnia dziewczynka, próbująca wyrwać smakołyk z ręki mniejszej, około trzyletniej dziecinki.
   - Nie e!- Przekomarzała się młodsza i ciągnęła ciasteczko w swoją stronę.
   - Nie łatwiej byłoby je przedzielić na pół?- spytał wysoki chłopak za nimi. Podszedł do kłócących się dzieci i obserwował ich zachowanie.
   - Wtedy żadna nie dostanie całego ciacha!- Zauważyła starsza, tracąc na chwilę przewagę.
   - Wygra najlepszy!- darła się druga.
   Nastolatek uśmiechnął się pod nosem i szybkim ruchem zdobył słodycz z uciśniętych rąk dziewcząt. Włożył je do ust i jeszcze z buzią pełną jedzenia oznajmił:
   - Nawet nie miałem na niego ochoty.

          - No, kto by pomyślał, że w naszym domu pojawi się wersja emo popularnego Czerwonego Kapturka!- Zachwyciła się Amy, podczas gdy chłopak nieudolnie próbował schować przecięty przez nóż palec. Frajer. Trzeba było uważać przy krojeniu.- To wielki zaszczyt- powiedziała już ciszej. Jej łagodne bursztynowe oczy momentalnie pociemniały i wpatrywały się w Tajemniczego. Nagle dał się we znaki palący głód, hm?
   - Chyba słyszałam dzwonek do drzwi.- Oznajmiłam szybko i wymknęłam się z pomieszczenia, aby zostawić Amandę sam na sam z nowym lokatorem. W końcu to ona pozwoliła mu zostać.
   Co prawda mówiąc o dzwonku do drzwi kłamałam, ale najwyraźniej nie do końca, bo po chwili ten właśnie dźwięk rozległ się po domu.
   Kto to mógł być? Natty miał przyjechać wieczorem.
   Niepewnie otwarłam drzwi.
   Małe, kudłate coś przylepiło się do moich stóp.
   - Luna, Luna, Luna, siooostrzyczko!- krzyknęła mała, sześcioletnia dziewczynka o długich do pasa pofalowanych blond włosach, bladej jak śnieg cerze i fiołkowych oczach.
   - Jednak...ty...byłaś pierwsza- wysapał wysoki chłopak o idealnie ułożonych kasztanowych włosach, który właśnie wkroczył do domu, opierając się o framugę ze zmęczenia.
   - Natty!- Rzuciłam się w objęcia bratu, a tymczasem Emily odskoczyła, aby uniknąć zgniecenia. Ukradkiem widziałam, jak usiadła na fotelu i przyglądała nam się z ciekawością.
   - Lagoona- szepnął z uśmiechem.- Zdaje mi się, czy urosłaś?- spytał. Nadal pachniał fiołkami, co tylko dodawało mojemu kochanemu braciszkowi uroku.
   - Nie, to ty się skurczyłeś- zachichotałam. Milly prychnęła.- A ty nadal jesteś krasnalem!- Odgryzłam się siostrzyczce, ale ją także obdarzyłam ciepłym przytulasem.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy.- Zaczął Nataniel.- Postanowiliśmy przyjść trochę wcześniej.
   Spojrzałam na niego wyczekująco, siadając obok Em.
   - Mamy nie ma z nami- westchnął smutno.- Przykro mi.
   - Przyzwyczaiłam się- mruknęłam, po czym dodałam radośnie, klaszcząc w dłonie:- Może się czegoś napijecie?
   Rodzeństwo popatrzyło na siebie i zgodnie wykrzyknęło:
   - Lemoniada!
   Uśmiechnęłam się i wstałam, aby ruszyć do kuchni.
   Uchyliłam lekko drzwi, aby zobaczyć, czy Czarny Kapturek nadal tam jest. Kiedy ujrzałam pustkę, wkroczyłam pewnie do pomieszczenia i otworzyłam lodówkę, wydobywając z niej schłodzoną lemoniadę.
   - Nie zamykaj- szepnął ktoś po mojej lewej, a ja podskoczyłam, upuszczając dzbanuszek z napojem na podłogę. Szkło rozprzestrzeniło się i zajmowało teraz każdy zakamarek w kuchni.
   - Nie ruszaj się- syknęłam ostrzegawczo i zamknęłam drzwiczki, jednocześnie odkrywając tożsamość napastnika. Tajemniczy, a któż by inny.
   - Miałaś nie zamykać- westchnął. Jego głos był lekko ochrypnięty i chłodny. Nie kryła się w nim ani odrobina emocji.
   Warknęłam cicho w odpowiedzi i zaczęłam zbierać większe odłamki szkła. Pech chciał, że moje stopy były kompletnie bose.
   A Kapturek usiadł na krześle nieopodal i przypatrywał się mojej pracy. Dżentelmen.
   Resztę odłamków zmiotłam z podłogi i całość wyrzuciłam do kosza w rogu. Ze schowka ukrytego we wnęce kuchni wyjęłam szmatkę i przetarłam nią podłogę, aby nie lepiła się od słodkiego napoju.
   - Zostawiłaś plamkę, o tam!- stwierdził czarnowłosy. Posłałam mu pełne nienawiści spojrzenie i opłukałam ścierkę pod bieżącą wodą, po czym przemyłam całość jeszcze raz. Na koniec wyrzuciłam szmatkę do kosza. Nie będzie mi już potrzebna.
   Po raz drugi otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jeszcze jeden dzbanek lemoniady, który miał zostać na jutro. Z premedytacją trzasnęłam drzwiczkami przed nosem Kapturka i porywając na koniec trzy szklaneczki z szafki obok, wycofałam się do salonu. 
   Z ulgą położyłam przedmioty na ławie i rozlałam płyn w miarę równomiernie, po czym podałam szklanki gościom.
   - Jak idzie ci panowanie?- Zagadałam.
   - Hmmm, dobrze.- Stwierdził Nat.- Aktualnie w Exitium panuje pokój, miejmy nadzieję, że na dość długo- wypił łyk lemoniady.
   - Ludzie nie buntowali się od przeszło pięciu lat- zauważyłam.- Obawiam się, że jednak dobra passa niedługo się skończy.
   - Panować zacznę dopiero za tydzień, więc na razie nie mi dane jest się tym martwić.
   - Będziesz dobrym władcą.- Uśmiechnęłam się. Woda w mojej szklance zaczęła się unosić, kropla po kropli.- Emily!- Skarciłam siostrę.- Co mówiłam o używaniu mocy?
   - Tak, wiem- mruknęła, znudzona.
   - Jeśli chcesz poćwiczyć, wykorzystaj lemoniadę Natta.
   Dziewczynka posłała mi pełen wdzięczności uśmiech i zaczęła eksperymentować z cieczą braciszka.
   - Od ilu dni tu jesteś?- Rzucił Nataniel, kontrolując wybryki Milly.
   - Niecały tydzień, ale jesteśmy już zaklimatyzowane. Przynajmniej Amy.
   - Jak w szkole?
   - A jak myślisz?- Uniosłam jedną z brwi do góry.
   - No tak. Masakra- westchnął, a sok w jego szklaneczce uspokoił się. Em powoli sączyła napój, cicho siorbając przy tym.
   - Jak myślisz, matka każe mi wrócić do Exitium?- szepnęłam.
   Nat oparł się o oparcie sofy i wpatrując się w sufit, odpowiedział:
   - Cóż, na koronację na pewno. A potem... Ona cię kocha, nie zrobi ci tego.
   - Być może zechce mnie zatrzymać na królewkim dworze- prychnęłam.
   - Nie dopuszczę do tego.- Zapewnił mnie spokojnie brat.
   Zapadła cisza, a ja obserwowałam położoną na ławie pustą szklankę. Jej cień dziwnie zamigotał. Zamrugałam gwałtownie oczami, a spostrzegwszy, że wszystko w porządku, przeniosłam wzrok na rodzeństwo.
   - Gdzie nocujecie?- Przeszłam do najgorszego punktu rozmowy.
   - Myślałem, że moglibyśmy u ciebie- odrzekł Natty i przyglądnął mi się tajemniczo.- Chyba, że masz coś przeciwko?
   Spuściłam wzrok.
   - Tak jakby nie możecie tu spać- wymamrotałam.
   - Dlaczego?- Zdziwiła się Milly.- Czyżbyś miała gościa?
   - Nic nie mówiłaś o tym, że masz chłopaka.- Nataniel lekko zaczerwienił się, jak zawsze, gdy się martwił, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie.
   - Bo nie mam!- Uspokoiłam ich.- Po prostu...
   -...pańska siostra była na tyle miła, aby wynająć pokój dla skromnego wędrowca z odległych stron.- Ten sam chłodny głos rozległ się po salonie, a mój wzrok instynktownie skierował się na drzwi. Uśmiechnięty Tajemniczy stał oparty o framugę, jednak wyjątkowo, kaptur ukazywał rozwiane kruczoczarne włosy.
   - Dzień dobry?- Natt wydawał się być zdezorientowany. Patrzył na Kapturka z niepewnością i lekką pogardą.
   - Dobry.- Skinął głową przybysz.
   Poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec, a oczy iskrzą się od złości. Spadaj, palancie. Swoje pięć minut już miałeś.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.- Zrobił krok do przodu.- Ale panna Amy opuściła mnie, przez co nie znam rozkładu wszystkich pokoi.
   - Po co ci to...- Zaczęłam.
   - Ja pana oprowadzę!- Zgłosiła się chętnie Emily, po czym zeskoczyła z fotela i podbiegła do Tajemniczego. Niepewnie chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
   - Kto to był?- wyszeptał Nataniel.
   - Nasz współlokator- prychnęłam.
   - Wyczuwam od niego negatywną energię- palnął bez namysłu.
   - Mówisz jak jakiś szaman- zachichotałam, a chłopak uśmiechnął się promiennie.
   - Ostatnio miejscowa znachorka odwiedzała dwór królewski i mamrotała pod nosem swoje zaklęcia. Możliwe, że czegoś się nauczyłem.
   - Pozostań jednak moim bratem.- Posłałam mu słaby uśmiech.
   - Czy powinienem się bać pana Emo?- spytał niepewnie.
   Stłumiłam śmiech. Pod prawdziwym imieniem przybysza gromadziło się już mnóstwo ksywek.
   - Tak. Jak najbardziej- odrzekłam, kiedy usłyszałam za nami szybkie kroki.
   - I tak właśnie zwiedziliśmy dom w...- Emily spojrzała na zegarek.-... niecałą minutę!- Posłała zdyszanemu Kapturkowi słodki uśmieszek i wskoczyła na kolana Natty'ego.
   - Dzięki- wydyszał Tajemniczy i wyszedł. Bez pożegnania.
   - Jeśli więc nie masz chłopaka, dlaczego jesteś ubrana... odświętnie?- spytał Nataniel, mrużąc lekko oczy.
   - Dla was?- Improwizowałam, ale widząc niepewną minę brata, wyznałam prawdę.- Idę dziś z takim jednym na plażę- westchnęłam.
   - Oczywiście stosujesz się do porad Raven?- Moja matka ułożyła dla każdego z nas osobny kodeks przy wysokim w energię posiłku.
   Skinęłam lekko głową.
   - A wy nie jesteście słabi?- Pytanie wyszło na dość wymijające, ale rodzeństwo zrozumiało aluzję.
   - Nie- odpowiedzieli chórem.- Pożywialiśmy się przed wyjazdem.
   Wzdrygnęłam się lekko. "Pożywialiśmy". Brzmi, jakbyśmy kogoś zjadali.
   - Cóż, korzystam z zalet nowej szkoły.
   - Wszystko w porządku z twoim głosem?- Zmartwił się Natt.- Ostatnio chyba śpiewałaś w altach.
   - Jest nawet lepiej niż być powinno- szepnęłam smutno.
   Natty zepchnął delikatnie Milly z kolan i wstał, odkładając pustą szklankę na stolik.
   - Będziemy się już zbierać. Musimy znaleźć nocleg.- Uśmiechnął się znacząco.
   - Naprawdę przepraszam, ale...- Podążyłam za nimi do drzwi.
   - Uważaj na niego- powiedział całkiem poważnie chłopak, przewiercając mnie na wylot swoimi fiołkowymi oczami. Otworzył drzwi i wyszedł, czekając na Emily, która stała w drzwiach. Ułożyła swoją malutką dłoń na kształt telefonu i przyłożyła do ucha.
   - Zdobądź mi jego numer!- szepnęła, puszczając mi oczko i wybiegła za braciszkiem.
   Zamknęłam powoli drzwi i oparłam się o nie, wzdychając.
   Ale cóż, rodziny się nie wybiera.

          - Starsza siostra, hm?- Uniosłam brew do góry i spojrzałam ukradkiem na Kevina, wpatrującego się intensywnie w biały piasek.
   Fale cicho szumiły i zalewały brzeg swoimi wodami, a słońce znikało za horyzontem, dodawając chwili magicznej atmosfery. Porozrzucane po plaży muszle wbijały się lekko w stopy, co dla turystów było wielkim utrapieniem. Ale dla kogoś takiego jak ja stało się to wręcz rutyną.
   - Natalie, tak- mruknął i speszony przeniósł na mnie wzrok tylko po to, aby go po chwili skierować na zbocza nieopodal.
   - Ile ma lat?- Drążyłam temat. Ciepły piasek delikatnie muskał moje stopy, a ja uśmiechałam się lekko. Tego było mi trzeba.
   - Dwadzieścia dwa.- Chłopak poprawił swój biały podkoszulek i włożył ręce do kieszeni czarnych spodenek.
   - Ah, no tak...- Odrzekłam i rzuciłam okiem na horyzont.  
   - Przyjechałaś tu z Polski?- spytał Kev.
   - Z Francji, ale w Polsce się urodziłam.
   - Podoba ci się tu?- Pierwszy raz patrzył na mnie dłużej niż dwie sekundy.
   - Nie jest źle- stwierdziłam i przystanęłam na chwilę.- Może usiądziemy?
   Nastolatek rozłożył koc, który przyniósł ze sobą i delikatnie ujął moją rękę, pomagając mi usiąść. Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie i przyjęłam propozycję pomocy.
   - Dlaczego wybrałaś akurat mnie?- szepnął, mierzwiąc swoje blond włosy.
   Obwinęłam kosmyk włosów wokół palca i zastanowiłam się przez chwilę.
   Bo stałeś najbliżej?
   - Emanowała od ciebie pozytywna energia.- Przypomniałam sobie wypowiedź Natta z południa.
   Kevin się uśmiechnął.
   - Intrygujesz mnie od poniedziałku.- Oznajmił.- Wiesz, myślałem, że to będzie kolejny nudny rok szkolny. Czas, kiedy nauczyciele zatruwają ci życie, a dziewczyny przechodzą obok obojętnie, serwując sobie najlepsze ploteczki. Z tłumu tysiąca uczniów wyróżniała się jedna osoba. Niebieska czupryna.- Jego oczy zamigotały wesoło.- I to na muzyce... Zaskoczyłaś mnie, Lagoono.
   Przetworzyłam w głowie informacje i ułożyłam stosowną odpowiedź.
   - Od zawsze byłam nieobliczalna. Mało kto potrafi mnie zaskoczyć.
   - A czy to cię zaskoczy?- Zdjął z nosa moje okulary i ujął twarz w dłonie, zbliżając się w szybkim tempie do ust.
   Podniosłam lekko wzrok, który napotkał błękitne oczy chłopaka. Uśmiechnęłam się szelmowsko i przeniknęłam przez duszę nastolatka, wnikając we wszystkie jej zakamarki i zabierając z niej to, co najbardziej potrzebne- energię.
   Przyjemne mrowienie rozeszło się po moim ciele, a źrenice oczy rozszerzyły się, jak u narkomana. Kevin zachwiał się i zemdlał, padając na piasek.
   Odrzuciłam włosy do tyłu i nałożyłam okulary z powrotem. Za plecami usłyszałam klaskanie.
   - No, no, no, widzę, że nie wyszłaś z wprawy- powiedziała z podziwem Amy, wyłaniająca się zza zboczy. Ubrana w luźną podkoszulkę i rybaczki, uklękła przy swojej kolacji.
   - Na pewno nie skorzystasz?- spytała, przesuwając paznokciami po szyi chłopaka.
   - Ja już swoje dostałam- rzuciłam.- Nie zapomnij tylko o narzuceniu mroku, hm?
   Amanda westchnęła.
   - Wiem, wiem. A teraz będziesz się gapić, jak jem, czy może popluskasz się trochę w ukochanej morskiej wodzie?
   Wzruszyłam ramionami i odeszłam w stronę fal, mocząc w nich jedynie stopy.
   Czasem tęskniłam za dawnym życiem, ale jednocześnie wiedziałam, że nie było ono najlepsze. Ciągłe wyprawy, nowi ludzie i przebywanie na dworze królewskim. Jako dziecko uznawałam to jeszcze za pasjonująca, ale teraz wolałam sama zdobywać energię, a nie dostawać jej od nadopiekuńczej mamusi, która pilnowała cię na każdym kroku. Co prawda jej zachowanie było słuszne, bo jako ośmiolatka nie byłam odpowiednio ostrożna, ale teraz działałam na własną rękę.
   Momentami nienawidziłam siebie. Cząstki mnie, która gdzieś w środku jest potworem i czeka na odpowiedni moment, aby przejąć nade mną władzę. Zazwyczaj bestię udało się opanować, ale kiedy starania szły na marne... Cierpieli nie tylko ludzie, ale także ja. Wbrew pozorom, miałam jeszcze wtedy sumienie i nosiłam w sobie poczucie winy. Ale nauczyłam się, że dobro jest dla frajerów. Bo ja i tak zawsze będę postrzegana jako "ta zła", przedstawiona w złym świetle i mroku. Prędzej czy później, każdy zapomni, a wtedy zderzy się z reczywistością, która jednak jest jeszcze gorsza niż szkody wyrządzane przez nas.
   - Wkraczasz do akcji, panie hipnotyzerze?- Zawołała Amy. Powolnym ruchem podeszłam do siedzącej na piasku dziewczyny, która na mój widok wstała. Oblizała się jeszcze efektownie i uśmiechnęła.
   - Brzuszek pełny?- zapytałam ironicznie, tak jak mama pytała mnie kilka lat temu.
   Przyjaciółka potaknęła i wskazała krwawiącą ranę na szyi Kevina.
   - Zajmij się tym, hm?
   Westchnęłam i uklękłam przy chłopaku. Delikatnie dotknęłam ugryzienia. Krew pozostała na moim palcu, którym spokojnie zakreślałam kręgi wokół znaku. Ten powoli zaczął zanikać, aż wreszcie nie zostało po nim ani śladu. Następne okręgi powstawały na czole, gdzie zatoczyły pięć pełnych okrążeń.
   - Nadal sądzę, że powinnaś się tego nauczyć.- Stwierdziłam, niezdarnie podnosząc się z piasku i ruszając wolnym krokiem w stronę niebieskiego domku nieopodal.
   - To nie dla mnie- odrzekła Amy.- Zresztą, po co mi to, skoro mam ciebie?
   - Jeśli Tajemniczy przytaszczyłby piłę łańcuchową do domu i odciął twoje kły, zmieniłabyś się w człowieka, a wtedy zabójstwo byłoby kwestią czasu. A jeśli byś go przed spiłowaniem ugryzła, musiałabyś zatrzeć ślady, aby gość nie dowiedział się prawdy o tobie.- Wzruszyłam ramionami.- Wszystko jest możliwe.
   Amanda uśmiechnęła się zawadiacko.
   - Co do Czarnego Kapturka mam inne plany...
______________
I mamy już trzeci rozdzialik. Serdecznie dziękuję za wszelkie komentarze pod ostatnim i krytykę, którą jednak przyjmuję z uszanowankiem- w końcu jako pisarz amator muszę się z tym liczyć :)
Wracając: mam nadzieję, że się podoba i że przy czytaniu nie zmordowaliście się tak jak ja w walce z Wuśką *Wusiu, szczerość na blogspocie ci nie służy ^^*
Ahoj, kamraci! ♥
Króliczek.

poniedziałek, 5 maja 2014

2. Kartony

          - Sądzisz więc, że dentyści są straszni?- spytała niepewnie dziewczynka, zerkając na siedzącą na murku obok przyjaciółkę.
   - Jeszcze tego nie rozumiesz, ale tak.- Druga z nich, o czekoladowych lokach zaczęła wesoło wymachiwać nogami.
   - Nigdy nie byłam u dentysty...- westchnęła rozmówczyni.
   Czekoladowo-włosa położyła rękę na ramieniu koleżanki.
   - Tobie nic przy nich nie grozi.- Uśmiechnęła się.

        Podłoga zaskrzypiała cicho pod moim ciężarem. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu przyjaciółki, która powinna być teraz w domu i oglądać powtórkę "Pamiętników wampirów".
   Nasz malutki, skromnie urządzony domek nad morzem idealnie odzwierciedlał nasze osobowości. Zagmatwany, ciepły i niepozorny z zewnątrz.
   Salonem mogłam nazwać przestronne pomieszczenie o kojących, miętowych ścianach i ciemnych panelach. W rogu znajdował się liliowy narożnik, a tuż przed nim wykonany z jasnego drewna stolik o przeszklonym blacie. Pięćdziesięciocalowy telewizor naprzeciwko otoczony kinem domowym pozwalał na oglądanie filmów w doskonałej jakości i nagrywanie ulubionego serialu Amy. Tuż przy wejściu znajdował się czarny wazon z wielobarwnymi różami, które rozsiewały swój cudowny zapach po całym domu. Gdzieniegdzie mogłam jeszcze zauważyć półki z podniszczonymi już książkami i zdjęcia.
   Panowała tu niespotykana cisza. Wypełniała wszystkie kąty, napawając mnie lekkim strachem.
   Ruszyłam kolejny krok do przodu. Cicho, aby nie zbudzić drzemiących we mnie lęków.
   Gwałtowny powiew wiatru nastąpił od strony wejścia, a na mojej szyi poczułam miarowy oddech. Jednego byłam pewna- moja przyjaciółka była martwa.
   - Amy- wyszeptałam z krzywym uśmiechem.
   Postać odlepiła się ode mnie i skoczyła na kanapę, porywając ze stołu pilot do telewizora. Ekran zamigotał, po czym ukazał zgromadzenie ludzi, krzyczących coś do siebie.
   - Szybciej się nie dało, hm?- zaczęła.- Musiałam wyłączyć Stefana-Czyli jednego z rzekomo wampirystycznych kochasiów.-... na dziesięć minut. Wiesz, w tym czasie Damon-...braciszek Stefcia.-...mógł zabić już dużo ludzi- westchnęła teatralnie, kładąc nogi na ławie i odtwarzając kolejny odcinek z pamięci urządzenia.
   Klapnęłam na najbliższy fotel, zdjęłam okulary i ułożyłam je na włosach, po czym wywróciłam oczami.
   - Co to za oczopląsy odstawiasz?- Zachichotała.- To robi się tak!- Przedstawiła swoimi bursztynowymi oczętami pięknego zeza, a ja uśmiechnęłam się promiennie. Amanda odrzuciła do tyłu swoje czekoladowe loki i wróciła do wlepiania gał ocznych w plazmę.- A jak tam w tej placówce zwanej szkołą?- Zagadnęła.
   - Do bani.
   Słyszałam, jak dziewczyna tłumi śmiech.
   - Oh, to wiem doskonale. Ale chodzi mi o to, czy poznałaś już k o g o ś.
   - Natrętnego nauczyciela historii, który potępia istoty typu wampiry, syreny, święty Mikołaj- mruknęłam.
   - Nie!- Zapiszczała przerażona.- Nie wierzy w Mikołaja?
   Pokiwałam głową ze smutkiem i zdjęłam plecak, rzucając go na podłogę.
   - Potwór!- oburzyła się Amy.
   - Naprawdę nie mogłabyś chodzić do tej nędznej szkoły ze mną?- zaczęłam.
   Przyjaciółka wyłączyła telewizor. Oho, zapowiada się na dłuższą rozmowę. Albo serialowy wampir znowu kogoś zabił.
   - Nie chcę znowu przebywać w towarzystwie pijawek- prychnęła i usiadła na kolanach na sofie, sięgając po szklankę z sokiem.
   Nie chciałam jej tego mówić, ale...
   - Sama w pewnym sensie jesteś pijawką...- mruknęłam.
   Ta spojrzała na mnie krzywo.
   - Ja wysysam krew, one: życie.- Wyszczerzyła się.- I to nie jest równoznaczne.- Czemu nie zmyjesz tego syfu z buźki?- zapytała, wskazując na robiony przez pół godziny makijaż, zakrywający moje znaki. Wskazywały na to, kim jestem. A nie chciałam, żeby inni to wiedzieli.
   - Wiesz...- zaczęłam, ale ona mi przerwała.
   - Wyskakujesz gdzieś potem?- spytała z kpiącym uśmieszkiem. Zapewne ucieszy ją to, co powiem.
   - Wybieram się z takim jednym gościem na plażę.- Dziewczyna dała znak ręką, abym kontynuowała.- Ma na imię Kevin.
   Oblizała się słodko.
   - Wysoki?- Uniosła jedną z brwi do góry.
   - Wysoki- potwierdziłam.
   - Podzielisz się z koleżanką, czyż nie?- Zrobiła minę niewinnego psiaka.
   - Ja tym razem krwinek czerwonych sobie odmówię- zachichotałam.- Więc tak.
   - Bycie wampirem to odlot- zaśmiała się Amanda.
   - Chyba, że ktoś spiłuje twoje piękne kły- drażniłam się z nią, na co nastolatka pokazała mi swoje wspomniane wcześniej zęby z uśmiechem.
   - Do dentysty raczej się nie wybieram- prychnęła i pociągnęła ze szklanki łyk soku.- A do przedawkowania krwi też mi się nie spieszy.
   - To co, idziesz ze mną jako obstawa, czy jako ninja?- spojrzałam na nią i po raz kolejny zachwyciłam się jej niesamowicie opaloną cerą.
   - Myślę, że pożywię się resztkami.
   - To rusz ten tyłek i pomóż mi się przyszykować!- Rzuciłam w przyjaciółkę poduszką, którą ona chwyciła. Zaśmiała się złowieszczo, odkładając pustą szklaneczkę z powrotem.
   - Na razie ci odpuszczę, ale poczekaj, co będzie jutro...
   Leniwie podniosła się z kanapy, a ja za nią. Ruszyłyśmy długim i jasnym korytarzem na kręcone schody z misternie rzeźbioną balustradą, wykonane z jasnego drewna. Powoli zaczęłyśmy się wspinać na ich szczyt, z każdym krokiem odkrywając coraz więcej niesamowitego miejsca.
   - Mam nadzieję, że ta randka będzie warta zachodu. Bo nie chcę przebrać się na marne- mruknęła Amy i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi pokoju po lewej.

         Amy cmoknęła z podziwem i poprawiła jeszcze ostatnią fałdkę na białej tunice, którą miałam na sobie.
   - Idealnie- szepnęła.- Nawet poprawki nie były potrzebne.
   Obróciłam się i zobaczyłam w odbiciu lustra dziewczynę o średnim wzroście i granatowych włosach z błękitnymi końcówkami, które swobodnie opadały na ramiona niczym fale. Włożona naprędce za ucho malutka stokrotka dodawała dziecięcego uroku. Blada cera, przykryta makijażem wydawała się być teraz opalona, a oczy iskrzyły się wesoło. Bluzka, sięgająca do bioder częściowo zakrywała krótkie, dżinsowe spodenki, a czarne japonki dopełniały dzieła.
   Wyjęłam zza ucha kwiatuszka i obróciłam powoli w dłoniach, przypominając sobie rodzinne strony. Zielone lasy, do których wybierałam się z ojcem. Ciepły piasek na plaży i przyjemnie chłodną wodę w morzu. Łąki, które wiosną pokrywały się pachnącymi kwiatami.
   - Przypomnij mi, dlaczego się stamtąd wyprowadziliśmy- szepnęłam smutno, wyrywając pierwszy, śnieżnobiały płatek.
   - Szukały cię ze cztery więzienia i psychiatryk- odpowiedziała przyjaciółka.- Tylko jeden psychiatryk!- Zażartowała i szturchnęła łokciem, chcąc rozładować atmosferę.
   - Aua!- Krzyknęłam dość głośno i upuściłam trzymaną roślinkę. Amy ukłuła mnie szpilką, przygotowaną na ewentualne poprawki w ubiorze, trzymaną w dłoni w rękę.
   Dziewczyna chwyciła moje ramiona i uścisnęła, po czym zatkała usta ręką, zanim zdążyłam się na nią wydrzeć.
   - Ciii...- Uciszyła mnie i powoli puściła. Rozmasowałam bolące miejsce, z którego cudem nie wydostała się krew.
   - O co ci...- zaczęłam donośnie, ale ona położyła palec na ustach i rzuciła się na stary, czarny fotel w jej pokoju. Jej wzrok wędrował jeszcze przez chwilę po krwistoczerwonym pokoju z jasnymi meblami, które każda księżniczka chciałaby mieć. Zatrzymał się na czarnym łóżku, wyjętym z horroru.
   - Lepiej usiądź- szepnęła.
   Złożyłam ręce na piersiach i popatrzyłam na nią surowym spojrzeniem.
   - Amy...- Głos lekko mi zadrżał.
   Nastolatka westchnęła.
   - Teorytycznie mam już osiemnaście lat, przez co w Polsce byłabym pełnoletnia- zaczęła, a mój niepokój rósł.- A ty ostatnio mówiłaś, że muszę nauczyć się żyć?
   - Więc?- Konkrety, Am, konkrety!
   - Wynajęłam pokój gościnny.- Uśmiechnęła się.
   Poczułam, jak przez grubą warstwę pudru i innych świństw przedarły się rumieńce, które pojawiały się na moich policzkach w momentach złości. Dobrze, że nie trzymałam niczego w ręce.
   - Wynajęłaś, hm?- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, mrugając nerwowo.
   - Tak- odpowiedziała dumnie i podała mi okulary z pobliskiej półki.- Załóż. Nie chcę widzieć, jak się złościsz, przedzierasz mój umysł na wylot i powodując poczucie winy- odrzekła swobodnie.- Nienawidzę głosu sumienia.
   Spróbowałam się uspokoić, ale chociaż z natury byłam dość spokojną osobą, to była już przesada.
   - Amy, czy ona wie, kim jesteśmy?- szepnęłam cicho i przytrzymałam się szafki, aby nie upaść. Wszystko może się wydać. Wszystko, na co pracowałam z matką i ojcem...
   - On.- Poprawiła mnie, a nogi pode mną ugięły się.
   - Jeszcze gorzej!- jęknęłam.      
   - Nie martw się!- Dziewczyna machnęła ręką, wstała i pomogła utrzymać mi pionową postawę.- Dobrze płaci, obiecał ciszę i porządek oraz, co najważniejsze, żarcie i wszystko inne załatwi sobie sam!- Zaczęła wyliczać na palcach.
   - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie!- ostrzegłam ją ostro. Czułam się już trochę lepiej, ale nadal przerażała mnie sytuacja. Jesteśmy tu dopiero od tygodnia!
   - Nie wie- odparła wesoło.- Jeszcze!
   Ona chyba nigdy się nie smuci.
   - Czy ty w ogóle myślisz o konsekwencjach?
   - Luna, najwyżej wyssę trochę więcej krwi niż zazwyczaj, ty dodasz swoje hokus-pokus i po krzyku!- Uśmiechnęła się i zaczęła przebierać w ubraniach z misternie zdobionej szafy. Po długim zastanowieniu wyciągła lekko podniszczoną czerwoną bluzkę i leginsy.- Co złego może się stać?
   - Wszystko!- krzyknęłam.- Czy wiesz przynajmniej, jak ma na imię? Nazwisko? Poprzednie miejsce zamieszkania?- dodałam już spokojniej.
   - Gość jest strasznie tajemniczy.- Amanda przyłożyła do siebie bluzkę i obejrzała w lustrze.- Powiedział, że chce wynająć pokój, na razie tylko do stycznia. Zapłacił z góry i poszedł do pokoju, mi to na rękę!
   - Jak wyglądał?- Stres mijał, zostało tylko lekkie przerażenie i obawa przed przybyszem.
   - Nie wiem- westchnęła i odłożyła ubrania. Zaczęła przeczesywać włosy powolnymi ruchami, które zaczęły mnie uspokajać.- Było wcześnie rano...- Czyli coś koło dwunastej w mniemaniu przyjaciółki.-...a on był młody.
   Zatopiłam na chwilę twarz w dłoniach.
   - Jutro przyjeżdża Natty- szepnęłam.- Co ja mu powiem?
   Amy ożywiła się. Przestała szczotkować loki, w jej oczach pojawiło się podekscytowanie, a usta utworzyły uśmiech.
   - Nataniel przyjeżdża?- zapytała niepewnie.
   - Yhm- mruknęłam. 
   - Powiesz mu, że...- Zamyśliła się.- To sprzątaczka. Albo wykurzymy go z domu na godzinkę i już.
   - Wątpię, żeby zatrzymał się tylko na chwilę.- Natt był moim starszym bratem, którego nie widziałam od pół roku. Zazwyczaj panoszył się razem z matką i Milly, gdzieś w Hiszpanii czy Francji. Ale był również następcą ojca i musiał przyjmować nauki od mamy. Może to dlatego wiecznie go nie było. Dziwię się tylko, dlaczego się na to zgodził. Marzył o czym innym.
   - Coś wykombinuję.- Wróciła do przygotowań.
   - Jeśli gość coś zrobi, chociaż wyleje mleko w kuchni, zrobię mu coś, Amy!- jęknęłam.
   - Dobrze, dobrze- westchnęła ciężko. - Idę sprawdzić, czy już się rozpakował. Trzeba sprawiać wrażenie dobrego gospodarza.- Uśmiechnęła się.
   Wyszłyśmy z pokoju i zapukałyśmy do jedynych ciemnych drzwi, znajdujących się na końcu korytarza.
   Po ciszy, która towarzyszyła prośbom o otwarcie, zdenerwowana Amanda otworzyła drzwi z impetem i wpadła do środka.
   W pokoju leżały kilka nierozpakowanych jeszcze pudeł, ba, nawet nieotwartych. Wszystko wydawało się takie puste.
   A nowego lokatora w środku nie było.
          Błyskawiczna reakcja Amy zaskoczyła mnie. Wyskoczyła natychmiastowo z pokoju i rzuciła się na schody, w kierunku kuchni.
   - Mówiłam, że to skończy się źle!- szepnęłam i zbiegłam za Amy na dół.
   - Jak mogłam być taka głupia...- narzekała z kolei Amy.
   - Nie martw się.- Pocieszyłam ją.- Może...
   - Może jeszcze nie znalazł krwi w lodówce, tak!- prychnęła koleżanka. Jej mięśnie były napięte, jakby zaraz miała zaatakować.
   Przeszłyśmy przez salon i zbliżałyśmy się do kuchni.
   - Zabiję!- Otworzyłam drzwi do pomieszczenia.- Zabiję gnidę...- powiedziałam, zniżając głos.
   Nowy kroił coś na desce, najprawdopodobniej pomidora.         Kiedy tylko usłyszał nasze głosy, gwałtownie obrócił twarz.
   Nóż tym razem nie uderzył o deskę. Po kuchni nie rozległ się charakterystyczny stukot.
   Na głowę nadal nasunięty miał kaptur, oczy zakrywały okulary. Czerń przeważała w ubiorze. Przez pierwsze sekundy usta układały się jeszcze w tem sam zawadiacki uśmiech. Potem wykrzywiły się w bólu.
   Tajemniczy. Nowym lokatorem był gość spod przystanku.
_______
* hehehehehh, Hanka Mostowiak by nie przeczytała, bosam tytuł straszny XD *
Drugi rozdzialik ^^
Postanowiłam, że szablon zmienię na dwójeczkę większością głosów *tego niestety nie da się zmienić D:*. Jak się podoba? ;3 Rozdział dodany byłby szybciej, ale od 30 kwietnia do 3 maja byłam nieobecna w domu (pielgrzymka-od dziś uraz do ryb, rosołu i innych rzeczy xD).
Ok. Miłego czytania ♥

[EDIT: 10 maja 2014]
Błędy powinny być poprawione. Wyłapał jeszcze ktoś jakieś? XD

Organizacyjnie.

W A Ż N E 
Królik słucha głosu ludu i postanawia zmienić szablon z powodu przezroczystego tła, utrudniającego czytanie (muszę to przyznać).
Więc, proszę KAŻDEGO o opinię- w końcu to Wy jesteście ludem ;)
Szablon 1 lub Szablon 2
Piszcie w komentarzach: 1 czy 2.
Dziękuję za wszystkie opinie i uwagę o tle- ta osoba już wie :D
Rozdział jest w trakcie pisania, powinien się pojawić w tym tygodniu ♡
Ahoj.
Króliś
()_()
(._.)
(><)
  --
*te cudowne szablony pochodzą z Szablonownicy ^^