- Mamo, kup mi kotka!- Błagała dziewczynka, robiąc maślane oczka do matki.
- Milly ma uczulenie na sierść zwierząt- oznajmiła spokojnie kobieta.
- Mamo, kup mi trzy kotki!- Córka uśmiechnęła się promiennie.
- Lagoona!- Zganiła ją rodzicielka.
- Dobra, dwa koty i jednego psa...
- Widziałaś go bez kaptura?- Zdziwiła się Amy, wybałuszając na mnie swoje bursztynowe oczy. Taka właśnie była jej reakcja po zdaniu relacji z rodzinnego spotkania.- Jak wyglądał?
- Normalnie- mruknęłam.- Czarne, rozwichrzone włosy i tyle.
- Spodziewałam się czegoś...- Zastanowiła się przyjaciółka, wyginając usta w charakterystyczny dla jej osoby krzywy dzióbek.
- Myślałaś, że będzie miał pod nim różowego irokeza z wplecionymi kokardkami?- Prychnęłam.
- Tak!- Krzyknęła z zachwytu Amanda i klasnęła w ręce.
- Dowiedziałaś się chociaż czegoś nowego na temat naszego lokatora?- Westchnęłam.
- Na imię ma Shadow, ma szesnaście lat i jest singlem!- Amy podskoczyła radośnie w górę i zachichotała.
- Shadow.- Wymówiłam imię, jakby było mi już kiedyś znane.- Pasuje mu.
- Bo ja wiem...- Zastanowiła się dziewczyna.
Spojrzałam na nią znacząco.
- Nie wygląda na takiego faceta, który pozostaje w kogoś cieniu.*
- Ale jest mroczny, pojawia się znikąd i mam wrażenie, że mnie prześladuje.- Wzruszyłam ramionami, zwalniając lekko tempo. Fale szumiły uspokajająco, a słońce znikało za horyzontem. To nieodpowiednia chwila na bezsensowny pośpiech.
- Jestem głodna.- Zmieniła temat wampirzyca i przybrała zamyślony wyraz twarzy.
- Przed chwilą jadłaś.- Zganiłam ją.
- Mam ochotę na kanapkę z serem i keczupem.- Oświadczyła.- Zobaczę tylko, czy keczup jest w domu.- Rzuciła jeszcze i już jej nie było. Nie zdążyłam jej nawet przypomnieć o obecności Tajemniczego.
Cóż, to kolejna zaleta bycia wampirem- niewyobrażalna szybkość.
- Nie ma keczupu!- Załkała mi do ucha Amy po dwóch sekundach od startu.
- Nie możesz zjeść kanapki z serem i keczupem bez keczupu?- Zrobiłam błagalne spojrzenie, bo brak tego produktu spożywczego oznaczał dla mnie złą wiadomość.
- Wtedy to będzie zwykła kanapka z serem!- Prychnęła nastolatka i tupnęła nóżką jak małe dziecko.
- No, to szuraj do sklepu!
- Ktoś musi zostać z Shadowem.- Zauważyła, uśmiechając się złowieszczo.- Poza tym, ty lepiej znasz rozkład miasta.
Zmarszczyłam nos, niezadowolona z obrotu sprawy i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Dokup jeszcze ogórki kiszone!- Rzuciła za mną Amanda.
Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie nie chodzą po ulicach późnym wieczorem. Boją się wampirów? Napaści? Ciemności?
Ja także się bałam. Czego? Nie wiem. Może... samej siebie?
Nie lubiłam siebie. Chciałam być kimś innym. Kimś dobrym, kto nie będzie odrzucany, kimś kto będzie dobry i kochany. Nie było tak zawsze. Jako dziecko byłam niesamowicie pogodna. Śmiałam się każdego dnia, a wschodzące słońce witałam tradycyjną piosenką. Miałam mnóstwo przyjaciół, rodzinę, która była ze mną zawsze i władzę, wyższość nad innymi, którą wtedy jeszcze nie traktowałam poważnie.
Kochałam i byłam kochana.
A teraz skończyłam tak. Jako potwór, który boi się samego siebie. Jako potwór, który właśnie mało co nie ominął sklepu spożywczego naprzeciwko fryzjera.
Wciąż zła na Amy i jej dziwne zachcianki, ludzi, cały świat i siebie, powoli zawróciłam do małego budynku wciśniętego pomiędzy księgarnią a sklepem muzycznym. W spożywczym paliło się jeszcze światło, przebijające się przez zasłonięte rolety w witrynach. Szyld na drzwiach wyraźnie ogłaszał światu, że jest już zamknięte. Prychnęłam z dezaprobatą i pociągnęłam drzwi do siebie, aby wkroczyć do środka.
Lampy oślepiły mnie chwilowo swoim blaskiem, a dźwięk obijających się o siebie puszek drażnił moje bębenki słuchowe. Nie mogłam uwierzyć w to, że komuś chciało się zostawać po godzinach, żeby poustawiać durne konserwy na półkach. Nie mogli zrobić tego rano?
Wiedząc, że właściciela mam chwilowo z głowy, cicho zakradłam się w stronę działu z chłodnymi produktami. Minęłam wody mineralne i soki, następnie wielką zamrażarkę z lodami. Gdy dotarłam do celu, stanęłam przed trudną decyzją. Keczup pikantny czy łagodny? Zmarszczyłam nos i ostatecznie wybrałam ten pierwszy. Okrążyłam wielką zamrażarę i zlustrowałam wzrokiem następne półki. Zauważywszy człowieka, schowałam się za kolumną i powróciłam do wyjścia, skąd zamierzałam zajść napastnika od tyłu.
Dział z konserwami prezentował się niespecjalnie. Zaledwie parę ryb w oleju, papryk, kukurydzy i groszku. Przeniosłam spojrzenie na siedzącą na posadzce postać. Był to mężczyzna, o pięknych, jasnych włosach. Do złudzenia przypominały blond, ale rzekłabym nawet, że to biel granicząca z kością słoniową. Ubrany był w koszulkę, spodnie od dresu i firmowy fartuch. Zajęty był wyjmowaniem słoików z ogórkami z pudełka na ziemi.
Przeklęłam w myślach Amandę i jej umiłowanie do keczupu, sera i ogórków. Dlaczego nie mogła pójść do sklepu chociaż ten jeden, jedyny raz?
Przeanalizowałam wszelkie możliwe sposoby na zdobycie celu misji niepostrzeżenie, ale nie znalazłam żadnego. Tym bardziej, że po prawej znajdowała się jeszcze sterta produktów na promocji.
Zrobiłam parę ledwo słyszalnych kroków, byłam już blisko celu. I wtedy głupia puszka po lewej wszystko spaprała. Bo postanowiła sturlać się z najwyższej półki i spaść na ziemię, wywołując przy tym nieziemski hałas w skali tej ciszy. Przerażona odskoczyłam w prawo.
...prosto w stos promocyjnych pudełek z miętą.
Człowiek obrócił się gwałtownie i rozejrzał. Kiedy jego szare oczy napotkały mnie, zrobiły się większe i zabłysły. Sama nie wiem; ze zdziwienia czy ze strachu?
Złożyłam ręce na piersi, aby nie wyglądać jak mała dziewczynka przyłapana na kradzieży ciastek z szuflady obok zlewu.
Właściciel nie był mężczyzną. Był chłopakiem. Nastolatkiem, który się nieśmiało uśmiechał.
- Czuję od ciebie miętę.- Stwierdził bez cienia wątpliwości. Wymierzyłam nogą w jego kolano i uderzyłam z całej siły.
- Nawet mnie nie znasz.- Syknęłam.
- Nie, po prostu pachnie od ciebie kocimiętką. Była w pudełkach.- Poprawił się, masując obolałe miejsce. Jego głos był ciepły i melodyjny.
Zlustrowałam leżące obok poniszczone kartoniki i westchnęłam ciężko, opanowując złość.
Otwierałam już usta, aby palnąć jakąś ciętą ripostą, ale zamiast tego usłyszałam miauczenie. Obydwoje spojrzeliśmy na łaciatego kociaka, który wskoczył na moje kolana i zaczął się do mnie przymilać.
- To twój?- Spytałam go, próbując oderwać kota od bluzki.
- Nie.- Wzruszył ramionami. Zaczęło mnie otaczać coraz więcej zwierzaków.- Ten jest mój.- Wskazał na karmelowo pręgowanego kocurka, jeszcze małego.
- Słoik- warknęłam, odpędzając się od ssaków.
- Nie, na imię ma Yumi- odpowiedział, lekko oburzony.
- Daj mi ten durny słoik z ogórkami!- Wydarłam się na niego. Zmieszany nastolatek podał ogórki, a ja zgarnęłam z podłogi keczup i wstałam.
- Nie zadzwonisz na policję?- Rzuciłam jeszcze, udając obojętność.
Szarooki głęboko się zastanowił.
- Powinienem tak zrobić, ale miałem dziś chyba dobry dzień.- Uśmiechnął się.- Poza tym, te produkty miałem na zbyciu.- Wskazał na zakupy, ściskane mocno w moich dłoniach.
Prychnęłam cicho i ruszyłam w stronę wyjścia, chcąc zachować resztki honoru. Głośne miauczenie nie ustępowało.
- Hej!- Sklepikarz rzucił się w pogoń za mną i zablokował przejście.- Skoro już napadasz mój skromny sklepik, wypadałoby się przedstawić?- Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja dopiero teraz zauważyłam, że w konfrontacji z kocimiętką moje okulary spadły na posadzkę i nie wróciły. Ale patrząc w jego oczy, nie miałam ochoty wyssać z niego energii. Dziwne, bo to uczucie rzadko mnie opuszczało, kiedy przenikałam dusze innych.
Co zaskoczyło mnie bardziej? Dusza chłopaka trzymana pod kluczem.
- Akawill- szepnął nastolatek i wyciągnął ręce nie odrywając wzroku ode mnie.
- Lagoona.- Uścisnęłam pospiesznie dłoń i odsunęłam go tak, aby nie torował drogi. Czym prędzej ewakuowałam się ze sklepu, słysząc jeszcze cichy śmiech sprzedawcy i jego słowa: "Przeterminowane ogórki".
Zacisnęłam zęby i razem z kocim orszakiem wróciłam do domu.
Pierwsze dźwięki makareny rozpoznałam dopiero przed domem. Koty odczepiły się przy kontenerze, rezygnując z kocimiętki i zmierzając w stronę nieświeżego tuńczyka. Lekko zmieszana wtargnęłam do domu.
Każdy centymetr kwadratowy pokoju był zajęty przez ludzi, zazwyczaj w wieku szesnastu- siedemnastu lat. Większość z nich kojarzyłam, byli to znajomi ze szkoły, ale reszta wyraźnie odznaczała się od innych. Odmieńcy dzielili się na dwie grupy; zwyczajne dziwakus pospolitus, podpierające ściany i wiecznie przymulone, a także ubrane na czarno postacie- czyli popularne emo.
Przetorowałam sobie drogę do kuchni, gdzie spotkałam miłego starszego pana, który zapewne chciał powrócić do lat młodości i wprosił się na imprezę. Podrygiwał on zabawnie, wymachując ręcznie szytym sweterkiem we wzorki. Zignorowałam go i włożyłam keczup do lodówki, ogórki zaś zostawiłam na blacie.
Ciekawa byłam, czy to Amy zorganizowała imprezę. Poprawka: byłam tego prawie pewna. Dziewczyna była wesoła i optymistyczna, może właśnie dzisiaj przełamała lody, postanawiając zapoznać się z miejscową ludnością.
Wyszłam z kuchni i spodziewając się ogromnego ścisku, pchnęłam drzwi odrobinę mocniej niż powinnam. Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy w salonie nie było nikogo. Żadnej żywej duszy ani nawet drobiny kurzu na podłodze.
Zwariowałam i umysł płatał mi figle, wszyscy magicznie zniknęli z czyjejś winy, a może po prostu impreza się skończyła?
Wolałam o tym nie myśleć. Muzyka nadal rozbrzmiewała w mojej głowie.
Im bardziej zbliżałam się do pokoju, tym muzyka była głośniejsza. Zorientowałam się, że biegnie z pokoju na końcu korytarza, a co za tym idzie- z pokoju Tajemniczego.
Zirytowana pukałam do drzwi, aż w końcu moja pięść o mało co nie rozkwasiła nosa Kapturka. Niestety, chłopak zdążył zareagować i zablokować cios.
Wyjątkowo miał na sobie koszulę, chociaż w standardowym, czarnym kolorze. Jego oczy nadal zasłaniały okulary, ale za to włosów nie okrywał kaptur.
Uśmiechał się drwiąco i zdaje się, że miał frajdę z mojego podenerwowania.
- Z tego co pamiętam, nie byłaś zaproszona.
Spróbowałam wyswobodzić pięść z jego uścisku, ale kiedy okazało się to daremne, pogodziłam się z sytuacją i postarałam się wyjść z niej godnie.
- Z tego co pamiętam, impreza nie była planowana.
- To coś w rodzaju parapetówki.- Wytłumaczył.- Powiedzmy, że zdążyłem się zadomowić.
- Ten dziadziuś w kuchni też jest twój?- Powiedziałam z udawaną litością, jednocześnie głosem przepełnionym pogardą.
- Wiesiu, tak...- Pierwszy raz wydał mi się zbity z tropu.- Powiedzmy, że po dziewiątej się zmyje.
Prychnęłam.
- Ale tak jak już mówiłem, ty nie jesteś zaproszona.- Chłopak wypchnął mnie na zewnątrz. Wychodząc, zobaczyłam jeszcze ukradkiem szalejącą na parkiecie Amy.
Mój pokój był jedynym miejscem, gdzie mogłam uspokoić się po wszelakich stresujących sytuacjach. Ciemne panele i meble komponowały się ze skromnym łóżkiem pod oknem, po lewej od drzwi. Ściany... Ściany zapełnione były wycinkami z gazet i wydrukami z internetu. Wprowadzały do pomieszczenia chaos, a jednocześnke harmonię.
Wyłożyłam się na łóżku i wlepiłam oczy w sufit. Od razu zaatakował mnie kaligrafowany, duży cytat Woddy'ego Allena: " Dobrzy ludzie sypiają znacznie lepiej niż źli. Oczywiście źli ludzie znacznie bardziej cieszą się z przebudzenia". Uśmiechnęłam się pod nosem. Czytałam to po raz setny, w każdym moim pokoju widniał ten napis, ale nigdy mi się nie znudził. Może dlatego, że był tak bardzo prawdziwy?
Do rzeczywistości przywołały mnie szmery z sąsiedniego pokoju, czyli pokoju Tajemniczego. Usłyszałam kroki na sąsiednim balkonie.
Zerwałam się z łóżka i wybiegłam na balkon, uprzednio mocując się z firanką.
Księżyc świecił dziś wyjątkowo pięknie, oświetlając plażę swym blaskiem. Scena niczym z romansu. Może poza jednym drobiazgiem...
- Na plaży jest ciało!- Krzyknął ktoś.- Martwe ciało!
*Shadow- ang. Cień
_____________________________
Pozostaje czekać na opinie =^__________^=
Można też zaglądnąć do zakładki/podstrony "Bohaterowie"- co prawda nie jest do końca zaktualizowana, ale postaram się to nadrobić :)
♡ Króliczek.